niedziela, 16 października 2011

z gilami w stolicy

Dziadek Tadeusz: Ewelinko teraz Ty rządzisz, czyli będzie tak jak...
Kris: tak jak chce Kubuś.

I tak też się stało. Plany spotkań, spacerów po mieście, przejażdżek metrem, ogarniania Pałacu Kultury zostały zamienione na siedzenie w domu w kapciach i "kiszenie ogórasów". A to wszystko za sprawą gilów po pachy, które zaczęły męczyć JJ już na początku wizyty u dziadków. Najwidoczniej tak właśnie miało być. Dzięki temu Dziadek Tadeusz codziennie zabierał opatulonego Kubusia na spacer, w domu czas zajmowały liczne przutulanki i turlanki w akompaniamencie kaszkowych i marchewkowych bąków. Dziadkowie zostali zaakceptowani bezwarunkowo, a ich uwaga zastąpiła wszystkie przywiezione zabawki. Zdecydowanie polecam też podróżowanie z Maluchem. Jeszcze nigdy w życiu siedem godzin w samochodzie nie minęło mi w tak ekspresowym tempie. Francuski TGV przy tym to pestka. A Kubuś mimo moich obaw zniósł podróż znakomicie.






5 komentarzy:

  1. aale ładnie wygląda jak i się fajnie bawi :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. super że wyjazd się udał, moje młode też ostatnio nieco lepiej podróże znosi

    OdpowiedzUsuń
  3. I do tego jak bożyszczowo wygląda:D
    Mówisz, że 7 godzin da się przeżyć?
    Bo my też do dziadków mamy 350 kilometrów:/

    OdpowiedzUsuń