wtorek, 23 lipca 2013

jesienne akcenty

Odkąd poznałam szczegóły tworzenia malowanek koszulkowych, nie mogę przestać myśleć o nowych wzorach, kolorach, kombinacjach. W głowie szukam nowych pomysłów, z internetu czerpię inspiracje. Jak dziecko cieszę się, gdy okazuje się, że rzeczywisty efekt sprostał wyobrażeniom. Na stoliku piętrzą się koszulki bez nadruków i z niecierpliwością czekają na nowego malowanego towarzysza. W moim twórczym świecie, mimo pięknej letniej pogody, pojawiają się już akcenty jesienne.

ZAPRASZAM NA NASZE KONTO NA ALLEGRO!
tam jesienna koszulka dla dziewczynki!

Szczegóły TUTAJ




sobota, 20 lipca 2013

zapanowało "mojejstwo"

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że z dokładnością co do niemalże sekundy, co trzy miesiące z Kubusiem dzieją się rzeczy niesłychane. Robi się przewrażliwiony, krzykliwy, o byle drobiazg robi awanturę, wszystko na nie, wszystko na tak jak on chce, wszystko na tu i teraz, albo na wczoraj,  świat jest zły, nawet kakutka kąpielowa nie pocieszy. Przychodzi ten stan nagle, nagle też odchodzi pozostawiając po sobie ślad kolejnego kroku uczynionego przez umysł naszego Synka ku dorosłości. Tym razem dopadł nas etap mojejstwa. Moje włosy, moja krowa, moje jest to co moje, moje jest to co twoje, moja książeczka, moje auto, taty auto też moje, moje buty, przy rozbieraniu histeria, gdyż moja koszulka i moje spodenki, przy myciu histeria, gdyż moje ręce, moje nogi, mój bam bam, nosa nie wycieraj, bo nos mój. I tak sobie trwamy i w sumie chichoczemy przy tym, bo jak tu nie chichotać z przekonania Kuby o tym, że cały świat jego, Statua Wolności jego, każdy znak na drodze jego. Ale okazało się, że każdy dystans do zastanej rzeczywistości ma jednak swój koniec. Z relacji Krisa wynika, że ostatniej nocy, gdy zaspana po karmieniu Kulki wróciłam do łóżka, nie miałam gdzie głowy położyć, gdyż moją poduszkę w całości okupował Kubuś. Na delikatną prośbę o łaskawe udostępnienie miejsca usłyszałam histeryczne NIE. To był kres. Wszystko Synowi gotowa jestem oddać w imię matczynej miłości, ale skrawek na sen? Basta! Z impetem przesunęłam go w stronę Krisa, krzycząc "moja poduszka, moja poduszka!", odwróciłam się na drugi bok i zasnęłam. Rano tylko usłyszałam: "to już teraz jasne jest po kim to ma:-)". 


 




sobota, 13 lipca 2013

nie chwal dnia przed zachodem słońca

Wieczorem wróciłam do domu i od progu oznajmiłam Krisowi: "jestem niezrównoważona emocjonalnie!". Spędziłam trzy minuty w garażu, w samochodzie, słuchając piosenki i ocierając łzy z policzków. Te łzy wywołała myśl, że świetny to kawałek dla chłopców, na pewno im się spodoba. Trzy dni wcześniej do głowy nie przyszłoby mi ronić łez, gdyż szczęśliwa byłam, że wytrzymałam dwa tygodnie wakacji żłobkowych. Wszystko zeszło na dalszy plan, liczyły się tylko dzieci, ich potrzeby, wspólne drzemki, wypady nad jezioro, przełamanie piaskowej fobii, kąpiele w fontannie, śpiewanie "nosa, nosa, mata, aj aj", gotowanie dla Kubusia, kotleciki, placuszki, tarta z truskawkami, pierwsze smaki dla Kamilka i duma, że nawet kalafiorka i brokuły ze smakiem zaakceptował, polegiwanie do dziesiątej i pidżamowanie do obiadu. I gdy tylko pomyślałam, że super ten czas nam mija, otworzyłam drzwi nowego dnia z gorączką w dwupaku, ciągłym marudzeniem Kulki i wieczną, niczym niekończąca się opowieść, sraczką Kuby. Do tego okazało się, że jeszcze wiele muszę się nauczyć, bo dziecku na problemy żołądkowe rosół podałam. I gdy do domu wracałam z antybiotykami, kisielkiem, biszkoptami, ziemniakami i marchewką do ugotowania, a w myślach zastanawiałam się jak pogodzić rozwolnienie JJ'a z wietrzeniem jego pupy, bo od setnego przewijania dostał odparzeń usłyszałam: "a-wimoweh, a-wimoweh a-wimoweh, a-wimoweh, a wimoweh, a-wimoweh a-wimoweh, a-wimoweh, in the jungle the mighty jungle the lion sleeps tonight, in the jungle the quiet jungle the lion sleeps tonight..." i to było dla mnie zbyt wiele. 







czwartek, 4 lipca 2013

wieści z frontu odpieluchowania

JJ ma wakacyjną przerwę żłobkową, więc jest cały czas z nami. Doszłam do wniosku, że skoro mam go przy sobie, do tego ciepło jest, co umożliwia goło bieganie, trzeba zabrać się za odpieluchowanie. Jak pomyślałam, tak też zaczęłam działać. Zdjęłam Kubusiowi pieluchę i puściłam luzem. Syn nasz w nocnikowej teorii jest mistrzem. Wykuł na blachę wszystkie podpunkty toaletowego postępowania. Wie co to nocnik, do czego służy, że siada się, załatwia sprawy różne i już. Gdy pytam, gdzie siusiu lub kupkę robi się, pokazuje, demonstruje. Lubi też wykorzystywać temat kupy do tego, aby zmusić mnie rano do wstania z łóżka. Gdy już nic nie działa woła: "Kupa kupa! O fuj!". Lecz na teorii kończy się owo mistrzostwo.W praktyce bywa różnie. Szczerze mówiąc w ogóle nie bywa. Jeszcze nigdy nie załatwił się do nocnika. Natomiast załatwił się w każdym możliwym miejscu naszego mieszkania. Wieczorem zrobił kupę do wanny, zaraz po kąpieli, z zadowoleniem pokazując "wow! Kupa!". Od poniedziałku, gdy lata z gołym tyłkiem, posikuje po kilka razy dziennie. Na dywan, na podłogę, kanapę, balkon. Dba o to, abym nie zgubiła zębów na mokrej niespodziance, więc za każdym razem przychodzi do mnie i mówi: "mokro, tam, wytrzyj!". Próbowałam różnych metod. Bez majteczek, w majteczkach, aby poczuł, że jest mokro, z pieluchą tetrową, aby jeszcze bardziej poczuł, że jest mokro. Nie robi to na nim wrażenia. Mokro, nie mokro, nie ma znaczenia. Ba! Gdy mokro jest, jest zabawa. Podczas przewijania Kamilka, usłyszałam w drugim pokoju chlupotanie. Idę, patrzę, a tam JJ stoi okrakiem w wielkiej kałuży i tapla się w niej z upodobaniem. Więc po raz setny biegnę po ręcznik, wracam i tłumaczę: "Kochanie, siusiu robi się do nocniczka. Tutaj. Do no cni czka". Syn w garść siku nabrał, przelał do nocnika i dumnie oznajmił: "JUŻ! BRAWO!".