poniedziałek, 29 listopada 2010

senny świat

Mała Amelia wierzyła, że jej sąsiadka zapadła w śpiączkę, ponieważ wyrabia swoją normę snu, aby później już wcale nie spać. Chciałabym czasami żyć w takim przekonaniu, że teraz po to zasypiam jak po dotknięciu palcem hipnotyzera, aby później zajmować się dzieckiem i snu nie potrzebować wcale. Niestety to nie tak nasze funkcjonowanie zostało pomyślane. Natomiast te kilkanaście ciążowych godzin, które w ciągu doby przesypiam, obfituje w niezwykłe sny. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale nigdy wcześniej w taki sposób nie śniłam. I tym sposobem w świecie po drugiej stronie lustra spotykam ludzi, którzy rodzą się z pąków kwiatów, walczę z kotem moich przyjaciół, stoję na mrozie z mydłem w ręku w kolejce pod prysznic lub przewijam mojego nowonarodzonego astronautę. Ale jednego snu, który potwierdza moją teorię o symbolice snów, nigdy nie zapomnę. Gdy leżałam w szpitalu przyśnił mi się mój syn. Miał już trzy lata i przyszedł do mnie, gdy kąpałam się w wannie. Zdjął ubranko i chciał żebym go umyła. Gdy pokazałam mu szampon z Kubusiem Puchatkiem, on ze łzami w oczach powiedział: widzisz mamusiu,  pierwszy raz od trzech lat kupiłaś mi specjalny szampon dla dzieci...

Ten sen był przełomowy. Uświadomił mi, że już nie jestem sama i czas skończyć z myśleniem wyłącznie o sobie...

środa, 24 listopada 2010

Syndrom wicia gniazda

Zgadzam się z teorią, że w połowie ciąży bardziej odczuwalny i uwidoczniony staje się syndrom wicia gniazda. Mniej pojęty staje się dla mnie fakt, dlaczego ten syndrom dopadł akurat mojego męża, a nie mnie. I mam tutaj pewne podejrzenia, że mój mąż prawdopodobnie podbiera mi hormony. Od dwóch tygodni jeździ, kupuje, zamawia, zbija, montuje. Moja rola w tym wszystkim zaczyna się w momencie przyjęcia paczki od kuriera, a kończy w chwili zatrzaśnięcia za nim drzwi. Role w naszym domu najwyraźniej się odwróciły. To ja do tej pory dzielnie walczyłam o pudełka, segregatory oraz przegródki i włos mi się jeżył na głowie, gdy widziałam jak rośnie kolejna kupka papierów. Mój mąż należał do stowarzyszenia zwolenników teorii, że "każda rzecz ma swoje miejsce, a jej miejsce jest tam gdzie właśnie leży". Teraz z niedowierzaniem słucham o wyprawie do IKEA po ozdobne pudełka, o lampach dających ciepłe światło i kwiatach w donicach. Ostatnio staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami kącika biurowego:

Kris: przeniesiemy rzeczy z dołu do biurka i do szafki na dokumenty?
Ja: Kochanie jest 21.30! Zrobimy to na spokojnie w weekend.
Kris: Nie mogę na spokojnie! Muszę je przenieść, nie dają mi spokoju!

Dokumenty i papiery mówią do mojego męża. Świat się kończy!

niedziela, 21 listopada 2010

Moda ciążowa

Do spowodowanych śmiechem łez doprowadzają mnie poradnikowe fragmenty na temat mody ciążowej i wskazówki w co przyszła mama powinna zaopatrzyć szafę. W niektórych książkach autorzy łaskawie dzielą potrzeby według pory roku. I tym sposobem już wiem, że powinnam posiadać: jedną sukienkę wyjściową, dwie pary czarnych spodni, spódnicę, dwie pary grubych, czarnych rajstop, majtasy ciążowe i jeden wyciągnięty sweter (zapewne również czarny). Do tego dochodzi jeszcze jeden fragment na temat tego, że ciąża to idealny moment, aby pożyczyć koszule i podkoszulki od męża. Ale to chyba w momencie jak tę jedną sukienkę wrzucę do pralki? Staram się to wszystko jakoś usprawiedliwić i jedyne co przychodzi mi do głowy to, że przy wznawianiu wydania autorom skleiły się strony akurat z tym rozdziałem!

Nigdy wcześniej nie czułam się bardziej kobieco i nigdy wcześniej nie miałam, aż tak dużej ochoty na modowe eksperymenty. Mam ochotę nosić się elegancko i ciekawie. Do piątego miesiąca dotarłam z eleganckimi spodniami, kupionymi o jeden numer wyżej niż noszę normalnie i dżinsami na gumkę (tych z kieszenią kangura jeszcze nie przyswajam). Wykorzystuję ponadto wszystkie bluzki i koszulki z mojej dotychczasowej garderoby. Natomiast ostatnio dokupiłam leginsy z klinem na brzuch i do nich elegancką koszulę-tunikę w prążki. I to mi zdecydowanie wystarczy, aby poczuć się fajnie w ciężarnym stanie. Naprawdę nie potrzebuję do tego czarnego, powyciąganego swetra. A podkoszulkę mojego męża to ja mogę owszem założyć...aby wychodząc z łóżka nie świecić gołą pupą:-)

czwartek, 18 listopada 2010

euforia!

Na VOD udało mi się znaleźć fantastyczny film dokumentalny o ciąży - "Życie przed życiem". W pewnym momencie główna bohaterka z euforią w głosie stwierdza, że jej stan jest tak ekscytujący, że nie może tego wyrazić słowami. Była bardzo szczęśliwa i w momencie, gdy oglądałam ten fragment, przyszło mi do głowy, że to niemożliwe, aby brała tylko witaminy dla ciężarnych. A jeżeli były to rzeczywiście TYLKO witaminy, to byłam w stanie oddać wiele, aby poznać nazwę firmy, która je produkuje. Ale teraz już nie potrzebuję tej nazwy! Czasami czuję się tak, jakbym galopowała po plaży o zachodzie słońca. Nigdy tego nie robiłam (obiecuję, że jak już urodzę, przestanę karmić i się pozbieram, to będę galopowała po tej plaży z moich wyobrażeń), ale myślę, że to porównywalne uczucie do tego, które serwują mi ciążowe hormony. Są momenty, gdy nagle z uśmiechem na twarzy głośno mówię: "CUDOWNIE! Jestem w ciąży!", po czym wracam do przerwanej czynności.

Mój mąż niestety nie dostaje zastrzyków z ciążowych hormonów, ale również cieszy się bardzo i próbuje zintegrować się z moim stanem. Gdy leżałam na kanapie, nieoczekiwanie podszedł i zawołał w kierunku brzucha: halo, halo! Mhh...nikt nie mówił, że początki będą łatwe.

wtorek, 16 listopada 2010

neutralne?

Cieszę się bardzo, że już poznaliśmy płeć naszego astronauty, bo to pod względem zakupowym rozwiązuje jednak bardzo wiele problemów. Oczywiście wszystkim przyszłym rodzicom wmawia się, że płeć dziecka wcale nie jest taka istotna, ponieważ teraz można kupić rzeczy, tak zwane neutralne. A ja, po licznych poszukiwaniach neutralności, z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić: nie ma takich rzeczy. Wszystko jest naznaczone piętnem płci, a raczej piętnem przekonań producentów co z daną płcią powinno się łączyć. Jeżeli ubranka są np. w zwierzątka, bo nikt wątpliwość nie ma, że zwierzątka neutralne są, to gdzieś ten akcent i tak musi być przemycony. I tym sposobem mamy np. biały, uroczy pajacyk z lwem...lecz lew ma na czuprynie równie wspaniałą różową kokardę. Nie mam najmniejszej ochoty brać udziału w walce światów i na siłę nie będę ubierała swojego Synka w ubranka w kwiatki lub misie z warkoczami. 

Mały astronauta powoli zaczyna kompletować sobie garderobę. Od mojej mamy (trudno jest mi się przestawić na babcię) dostał już trzy wyjściowe komplety...z samochodzikami.





sobota, 13 listopada 2010

Spotkanie z astronautą

W piątek miałam wyznaczoną kolejną kontrolną wizytę u lekarza. Z niecierpliwością czekałam na ten moment. To jest zawsze bardzo ważny dzień, ponieważ mogę zobaczyć mojego maluszka, posłuchać jak bije mu serce i przekonać się, że wszystko jest w porządku. I choć wiem, że nie ma żadnych sygnałów, iż mogłoby być coś nie tak, to i tak przed samą wizytą wali mi ze zdenerwowania serce. Tak chyba objawia się matczyny niepokój o dziecko. Niepokój, który będzie towarzyszył mi już chyba do końca życia.

To było niezwykłe przeżycie. Mały astronauta pokazał się Nam w całej okazałości. Będziemy mieć Synka! Od samego początku miałam przeczucie, że to chłopiec. Jest zdrowy, ma w tej chwili ok 20 cm (z nóżkami) i waży ok 250 g. Na naszych oczach ssał kciuk, a później ruszał ustami, czyli z apetytem połykał wody płodowe. Ze mną również jest już wszystko dobrze, tak więc odstawiam hormony i mogę śmiało zapisać się na "aktywne 9 miesięcy". Czas trochę rozkołysać naszego malucha. Podobno teraz potrafi już zatańczyć Twista i huśtać się na pępowinie.

Nasz licznik: 18 tydzień (od ostatniego okresu i według lekarza), 16 tydzień od poczęcia.
Zaczynamy 5 miesiąc.

Film: ciąża od 15 do 20 tygodnia



poniedziałek, 8 listopada 2010

Kocie smutki

Coraz częściej zastanawiam się, jak przygotować "naszego synusia", czyli kota Carlosa, do nowej sytuacji, która nieoczekiwanie spadnie na niego w kwietniu. Jest on niewątpliwie kocim jedynakiem - rozpieszczonym i wychuchanym na wszelkie możliwe sposoby. Z mężem śmiejemy się, że całe mieszkanie to jego królestwo, a my jesteśmy tylko po to, aby mu usługiwać. Ale wcale nie dziwię się, że kot nabrał takiego przekonania. Gdybym była kotem, a mój pan stałby ze mną na balkonie i pokazywałby mi świat i tłumaczył, że już większość ludzi z bloków obok poszła spać (gdy to zobaczyłam, zrozumiałam, że to już przyszedł czas na tacieżyństwo), to też poczułabym się wyjątkowo. Większość poradników radzi, aby już teraz, stopniowo odsuwać od siebie pupila, ponieważ później przeżyje (cytuję) kocią traumę. Ja nadal łudzę się, że będę miała na tyle siły, aby poświęcić mu wystarczająco dużo uwagi, aby nie poczuł się odrzucony.
Wczoraj rozmawialiśmy na ten temat z mężem:

- Kochanie, myślisz, że nadal będziesz tak często tulił naszego kota?
- Oczywiście, że nadal będę się z nim drażnił.

Mh...to się chyba nazywa męski sposób na okazywanie czułości.



piątek, 5 listopada 2010

Zakaz dotykania - strefa chroniona

To niesamowite, że różne fragmenty naszego ciała tak bardzo potrafią stracić na znaczeniu, lub wręcz przeciwnie - mogą wiele zyskać, a to tylko (lub aż) dlatego, ponieważ zmieniło się ich zastosowanie. Np. piersi, które do tej pory będące raczej wabikiem seksualnym (uśmiecham się pod nosem, ponieważ akurat ta część ciała nigdy nie była moją specjalnością, aczkolwiek jednego mężczyznę mimo wszystko udało mi się jednak zwabić) teraz staną się źródłem pokarmu naszego Maleństwa. Na razie jednak jestem na etapie egoizmu dwulatki i w myślach kołacze mi się: "MOJE piersi". Natomiast to co już "oddałam", a raczej na jakiś czas wynajęłam astronaucie, to brzuch. Jest już coraz bardziej widoczny i coraz bardziej stanowi część mojego ciała, którą z uwielbieniem głaszczę czule i czule głaskać uczę też mojego męża. Kochamy ten brzuch, jest tylko nasz. I bardzo żałuję, że tak mało ludzi zdaje sobie sprawę, że jest to wręcz intymne miejsce. Jeszcze nie potrafię sobie poradzić w momencie, gdy osoba z mojego bliskiego otoczenia za każdym razem podchodzi do mnie, dotyka mojego brzucha i go obnaża podnosząc moją koszulkę. Czuję się wtedy tak, jakbym paradowała w samej bieliźnie w autobusie pełnym ludzi.

środa, 3 listopada 2010

Co się dzieje?

Lubię raz w tygodniu przejrzeć książki i portale (polecam kalendarz ciążowy na http://www.edziecko.pl/) związane z rozwojem dziecka w danym momencie. Pomaga mi to wyobrazić sobie co dzieje się w moim brzuchu i jak astronauta teraz sobie radzi. Ale jak dochodzę do momentu, który opisuje moją obecną sytuację, to od razu mam ochotę tę całą literaturę wyrzucić przez okno. Mam wrażenie, że te teksty piszą specjaliści od horoskopów. Czyli tekst jest tak napisany, aby był dla wszystkich a zarazem dla nikogo konkretnego. Bo jak mam zrozumieć tekst, w którym dominują zdania typu: twoja cera zmieni się, może być piękna i gładka lub będziesz miała liczne wypryski. Bardzo dziękuję za takie błyskotliwe spostrzeżenia. O włosach też było. Miały zrobić się bardzo gęste. Szkoda tylko, że nikt nie wspomniał, że chodzi o włosy...na nogach:-)

wtorek, 2 listopada 2010

Zachcianki

Pół wiaderka kiszonej kapusty, sok grejpfrutowy, którego do tej pory w ogóle nie akceptowałam, niechęć do popcornu, który w przeciwieństwie do grejpfrutów ubóstwiałam, coraz większa aktywność u progu kuchni...wszystko to rozumiem i akceptuję. Ale gdy w telewizji słoik czekolady spiskując ze świeżym, ciepłym tostem przemawiają do mnie tak czule, mlecznie i delikatnie: spróbuj nas...zaczynam się niepokoić. Niestety ostatecznie przegrałam tę walkę. Pewnego pięknego dnia wróciliśmy do domu z tosterem, tostami i nutella - najdroższym moim zestawem zachciankowym.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Chłopiec czy dziewczynka

W ciągu ostatnich dwóch tygodni nastąpił ogromny przełom. Jednak warto małymi krokami pokonywać swoje lęki i ograniczenia. Zawsze wierzyłam w to, że jesteśmy tym, co myślimy i wiele rzeczy, zależy od naszego nastawienia. Staram się dbać o siebie, regularnie wychodzić z domu i każdego dnia dziękuję za to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Teraz czas przejść do fazy numer dwa: organizacji życia na zwolnieniu, tak aby te kolejne miesiące nie okazały się stracone. Ale o tym później, ponieważ dopiero opracowuję plan działania.

Z ciążowych ciekawostek: im bardziej ciąża jest zaawansowana, tym częściej pada pytanie czy już wiemy jaka jest płeć dziecka. Jeszcze nie wiemy oczywiście. Wtedy padają pytania pomocnicze, aby rozmówca mógł sam ocenić czym astronauta nas zaskoczy. I tym sposobem już wiem! Będziemy mięli i chłopca i dziewczynkę. Przy czym przypominam, że nie jestem w ciąży bliźniaczej. Skąd takie przekonanie: ponieważ nie wymiotowałam - to chłopiec, ponieważ nadal mam kiepską cerę - to dziewczynka, która według przekonań odbiera mi urodę, mam ochotę na kwaśne szczególnie owoce - chłopiec, mam ochotę na tosty z czekoladą - dziewczynka. I jestem przekonana, że gdy już USG objawi nam prawdę, to i tak znajdą się tacy, którzy będą wiedzieli lepiej.

Nasz licznik: 16 tydzień lub 14 tydzień (od poczęcia)