czwartek, 29 sierpnia 2013

zbyt wiele w głowie

Budzę się rano i słyszę: "wybierz mnie! nie! mnie! dzisiaj moja kolej! nieprawda! moja moja! wybierz mnie!". I tak każdego dnia. Jest coraz gorzej, gdyż wołaczy przybywa. Wstaję, starając się okiełznać niesforne myśli, ogłaszam poranny apel, stawiam na baczność i próbuję ustalić priorytety. Spisuję pomysły, robię listy. Spisuję, robię, spisuję, robię i nic z tego nie wynika. Zbyt wiele siedzi tego wszystkiego w mojej głowie. Ostatnio znajoma podsumowała mnie dobitnie: "bo Twój problem polega na tym, że zbyt wiele masz pomysłów. Gdybyś miała jeden, to byś coś zrobiła. A tak masz wiele i nie robisz nic". Od kilku lat wisi w sieci strona ze zdjęciami. Zdjęcia zakurzyły się, wyblakły. W notesie bohaterowie opowiadań żyją od dawna już swoim życiem, a kolejni czekają na swoje historie. Czekają, czekają i chyba się nie doczekają. Już kilka miesięcy robię stronę, na której wystawię na sprzedaż ubranka po chłopcach. Wszystkie dzieci świata wyrosną, nim strona ujrzy światło dzienne. Teraz jest etap malowanek koszulkowych. A może by tak na zamówienie? Pokój chłopców trzeba w końcu porządnie urządzić, zdjęcia uporządkować, albumy pamiątkowe uzupełnić, garderobę jesienną skompletować i stylizacje zaplanować. Na ziemię przydałoby się co jakiś czas zejść, dziećmi, mężem i domem zająć. Po przeczytaniu mądrej rady zrobiłam listę. Teraz wybrać mam jedną rzecz, zrobić, skończyć i do kolejnej podejść po realizacji. Tylko którą? Wszystkie przekupują, męczą, proszą, "wybierz mnie! mnie! mnie!".



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

intensywnie

"Wesele w czwartek i jedziecie w czwartek?" "Jedziecie z dziećmi???"

Tak już mamy, że lubimy się sprawdzać i udowadniać, że mimo dwupaku wiele można i przy tym dobrze bawić się też można. Sześć godzin w aucie w ciągu dnia, Katowice, szybka przebieranka, wesele, pakowanie, ponownie w aucie, Wrocław, rynek, bańki, znajomi, zoo, znowu znajomi, pięć godzin w aucie w drodze do domu. I jeszcze długo z sentymentem wspominać będziemy ten intensywny czas. Kilka przemyśleń do woreczka macierzyństwo również wpadło. Gdy z dziećmi podróżuje się, a na tablety uspokajacze nie ma ochoty wydawać się nawet złotówki, wystarczą chrupki kukurydziane (najlepiej długie rurki) oraz komórka bez gier, ale z filmikami (na filmiku chichra Kulka, Kuba chichra, gdyż chichra Kulka, Kulka chichra, gdyż Kuba chichra, bo na filmiku chichra Kulka). Gdy dzieci śpią lub spokojnie siedzą, trzeba czytać, czytać, czytać. Tylu stron w cztery dni nie udało mi się przeczytać odkąd urodził się Kubuś. Gdy w restauracji dzieci przez chwilę jedzą lub po prostu siedzą, trzeba jeść, jeść, jeść, bo za chwilę już się nie zje, gdyż jedno bujać, trzymać i zabawiać trzeba, a za drugim gonić, gdyż na własną rękę postanowiło zwiedzać miasto. Na weselu z całej czteroosobowej rodziny najlepiej bawi się dwulatek. Głowa mu tylko odskakiwała, a po przebudzeniu opowiadał: "Mamusiu, tany tany, babcia Gosia, ona tu jest" (tłum. Mamusiu tańczyłem z babcią Gosią do piosenki "ona tańczy dla mnie"). Okazało się również, że jesteśmy w stanie spać wszyscy w jednym pokoju, jesteśmy nawet w stanie się w tym pokoju i w spokoju wyspać (to nic, że o 3.50 Kulka po mlecznej pobudce postanowił śpiewać i trzeszczeć jak nienaoliwione drzwi). Wizyta w ZOO udowodniła nam, że Kubuś jest w stanie przetrwać w trudnych warunkach. Gdy rozemocjonowani zwierzętami rodzice zapomnieli o porze kolacji, dwulatek zrobił dwa kursy do baru, zdobył dwie kromy suchego chleba, popił wodą i szczęśliwy zwiedzał dalej. A propos ZOO. Dzieci były zafascynowane najdzikszymi zwierzętami globu...kozami. Dla tych prawd warto było.










niedziela, 18 sierpnia 2013

zdobywca pomidorów

Obserwuję naszego Starszaka i nadziwić się nie mogę, jak bardzo zmienia się, rośnie, staje się bardziej rozsądny. Z ulgą stwierdzam, że coraz bardziej kontroluje swoje poczynania. Oczywiście nadal robi i mówi milion rzeczy na sekundę, tak jakby bał się, że za chwilę zapomni, co właściwie zrobić miał lub powiedzieć, ale pomału przejmuje nad tymi impulsami kontrolę. Spacer z nim stał się przyjemnością, wypad nad jezioro nie polega już jedynie na gonitwie Kubusia, gdyż ten goni za zachciankami. "Stój" to staje, "zostaw" to zostawia, "poczekaj" to czeka. Oczywiście, gdy ma dobry dzień. Przy tej całej kontroli włączyło mu się również kombinowanie. Jak tu coś zrobić, aby się udało, mimo, że robić nie pozwalają. I tak obserwując naszą reakcję, w stronę jeziora przesuwa się półstópkami, przed wieczornym spaniem próbuje uciec z pokoju na czworaka, bo to przecież nie na dwóch nogach, więc udać się powinno. Ostatnio na straganie z owocami i malinówkami upatrzył sobie najbrzydszego pomidora świata. Śliwki, pomidor zwinięty, mama odkłada, truskawki, pomidor zwinięty, mama odkłada, inne pomidory, pomidor zwinięty, mama odkłada, płacimy, pomidor zwinięty, mama odkłada, odchodzimy, pomidor w ręku, odkładam, ryk i kucanie na środku chodnika. Jak zwykle nie reaguję, tylko pomału się oddalam. Patrzy na mnie uważnie, w mig uspokaja się, wstaje, krok do przodu robi, nagle dopada do straganu, porywa pomidora i po wielkim gryzie pyta: "i co?". No właśnie. I co? Sprzedawczyni życzyła: "na zdrowie", a ja zaczęłam modlić się, aby skóra do żołądka mu się nie przykleiła. 



P.S. ZAPRASZAM serdecznie na nasze FB konto.

czwartek, 8 sierpnia 2013

siła na wieszaku

Raz na jakiś czas, przy odrobinie szczęścia udaje mi się przenieść Kamilka do pokoju chłopców, nie budząc przy tym Kubusia. Wtedy idę do pustej sypialni, kładę się na naszym łóżku, wyciągam się w każdym możliwym kierunku i zachłannie czerpię z tej chwili samotności. To najczęściej wtedy odwieszam siłę i wytrwałość na wieszak i tęsknie. Tęsknię za możliwością wieczornego poczytania w łóżku, za randką z mężem, gdyż od prawie ośmiu miesięcy, pomijając jedno nadmorskie wyjście, nigdzie sami nie byliśmy, za wakacyjnym grillem, podczas którego możemy spokojnie posiedzieć, a nie łapczywie, w pośpiechu jeść, bo za Kubusiem trzeba biegać lub lulać i karmić Kamilka, tęsknię za chociaż jednym dniem bez porannego wstawania, za wyjściem do klubu lub chociaż do znajomych, ale bez stresu, że trzeba wracać, bo zostały mi tylko trzy godziny snu, tęsknię za robieniem tego, na co ja mam w danej chwili ochotę, a nie tego co akurat uda mi się w pośpiechu zrobić przy dzieciach. Jak już się w tej tęsknocie rozkręcę, najczęściej słyszę Kubusiowe: "Mamusiu! Mamusiu!" i zrywam się, biegnę, senne ciałko przenoszę do naszej sypialni, przytulam i już nie tęsknię.





poniedziałek, 5 sierpnia 2013

koszula w kratę

Wiele osób zadaje mi pytanie, po co tak bardzo angażuję się w ubieranie Kubusia, skoro jemu jest wszystko jedno w czym chodzi, najważniejsze, aby było mu wygodnie, aby brudu widać nie było itp. Może jemu jest wszystko jedno, ale to ja na niego patrzę i to ja chcę czerpać z tego patrzenia przyjemność. Próżność? W porządku. W tej próżności odnalazłam chwilowo swoją pasję. W głowie rodzą się kolejne pomysły, zestawienia, z przyjemnością śledzę nowe trendy, modne kolory, mam swój ulubiony męski blog, który bardzo mnie inspiruje, gdyż jest odważny, idzie pod prąd szarej masy, wymyślam nowe wzory na koszulki chłopców, wycinam, maluję. Po prostu spełniam się. I mam nadzieję, że JJ i Mika (tak Kamilka ochrzcił Kubuś) pozwolą mi się modowo wyszaleć. Bo jak nie oni to...Mąż? Krisowi rozpoznawalnego stylu nie można odmówić. "Mów mi Pan koszula w kratę" tak może się przedstawiać. Koszula rozpięta, koszula zapięta, koszula z krótkim rękawem, długim, koszula pod swetrem. Plus jest taki, że lubi różnorodność w układzie kraty i nie boi się kolorów, nie straszna mu mięta czy amarant. Dzisiaj przywiozłam mu alternatywę dla kraty: dwie pary materiałowych spodni w stylu bermudy, kremową koszulkę z trzema drewnianymi guziczkami i kieszonką oraz koszulę ze stójką zamiast kołnierzyka. Propozycje nie przyjęły się. 
Kris: "Ze wszystkiego najlepsza jest ta koszula, szkoda, że nie w kratkę...".



czwartek, 1 sierpnia 2013

MIFKA SZAFA DLA SZYMONKA

AUKCJA DLA SZYMONKA: TUTAJ



moje czułości moje

JJ od zawsze cenił sobie niezależność. Oczywiście tyle jej otrzymywał, na ile można pozwolić niemowlakowi na wolność i swobodę. Bardziej, niż rodzice, ograniczały go jego możliwości ruchowe i werbalne. Teraz, gdy coraz sprawniej wszystko mu wychodzi i coraz więcej mówi, testuje świat w najlepsze. Idzie przed siebie, za rodzicami nawet się nie obejrzy, do auta koleżanki żobkowej wsiądzie, tylne siedzenie, przednie siedzenie i już za kierownicą siedzi i krzyczy "jedziemy", wszystkich na ulicy zaczepia, macha i woła: "cześć ciocia", "cześć jujek", do młodych mężczyzn "cześć dziadzia", do nastolatek "cześć dzidzia" (chyba musimy jeszcze nad sposobem podrywania popracować), w kościele na ołtarz pierwszy się pcha i "muzyczka gra?". Przed pierwszą ciążą powtarzałam, że pozwolę dzieciom na wolność i postaram się szanować ich granice i słowo NIE. Nie wypomnę w przyszłości: "nie chcesz? A ja tyle dla Ciebie zrobiłam i poświęciłam!". Kubuś ma dopiero dwa lata, a już przyszło mi się szarpać z uczuciami. Bo głaskać bym chciała go bardzo, tulić, całować, chrupać. A on odgania się, "ej!" ręką macha, fucha i stanowczo woła: moja stopa, moja noga, nie, nie, moja ręka, NIE! Patrzę w to jego pełne nie spojrzenie i myślę sobie: "nie chcesz? A ja dla Ciebie tyle zrobiłam i poświęciłam!"...