piątek, 24 maja 2013

"chodź Kubusiu"

Od pewnego czasu trenujemy. Intensywnie, nieprzerwanie, wytrwale trenujemy. Nie poddajemy się budując jednocześnie wiarę we własne siły. Za dwa tygodnie Mamowy tydzień nad morzem. Mamowy równa się bez Tatowy. Więc trenujemy chodzenie. Nie łatwo jest ogarnąć w pojedynkę Kulkę w gondoli i JJ na chudych nóżkach. Nie łatwo nie oznacza jednak niemożliwe. Pokonujemy metry, od dwóch dni wręcz kilometry. W ramach spaceru odbieram JJ ze żłobka. Idę po niego 20 minut, wracamy 1,5 godziny. Co dzieje się w tym czasie? "Chodź Kubusiu", "Ja sam", "Idziemy tędy", "Nie tam!", "Chodź Kubusiu", "Ja sam", "Dobrze sam będziesz prowadził Kamilka", "Kamim!", "Kubusiu to nie nasza klatka", "Oooo Auto!", "Kubusiu to nie nasz samochód", "Czekoladkę chcę", "Poczekaj musimy zapłacić", "Chodź Kubusiu", "A co to???", "Kamień", "A co to???", "Żywopłot", "Piesiek! Hał Hał!", "Chodź Kubusiu", "Piciu!", "Kubusiu nie dotykaj", "Kubusiu zostaw te pety na chodniku", "Kubusiu idziemy tędy", "Ja sam tam", "Cześć (do mijających nas osób)", "usiekamy, usiekamy", "STÓJ!!!!". Tylko wizja cudownego letniego czasu sprawia, że nie krzyczę, nie płaczę, nie zagryzam ze zniecierpliwieniem warg i nie siadam zrezygnowana w połowie drogi na środku chodnika. Zresztą JJ i tak nie przejąłby się tym zbytnio, tylko pchałby wózek z bratem w stronę domu. Bo przecież on siam.










piątek, 17 maja 2013

głodny wiedzy

Do tej pory pamiętam zasłyszaną historię autobusową o chłopcu "co to jest?" i jego wytrwałej mamie "kasownik". Zastanawiałam się, jak to będzie u nas. Czy podołam licznym pytaniom, udzielając po raz setny cierpliwych odpowiedzi. Stało się. Od wielu tygodni godziny, ba minuty, a czasami wręcz sekundy dnia wypełnione są licznymi znakami zapytania. "Co to jest?" zebra. "Co to jest?" traktor. "Co to jest?" zagłówek. "Co to jest?" śrubka. "Co to jest?" śrubka. "Co to jest?" Metalowe coś, co łączy ze sobą dwa przedmioty. "Co to jest?"...śrubka. Często JJ zadaje pytanie i ku mojej wielkiej radości, gdyż Syn zadbał właśnie o moje zdrowe zmysły, sam sobie odpowiada. Lecz czasami ocieramy się o chwile głodnego wiedzy absurdu. Wczoraj w nocy obudziło mnie mleczne wołanie Kamilka. Otwieram oczy i nie wierzę. Krisa nie ma. Lampka przy łóżku zapalona. Na zegarku godzina trzecia. JJ siedzi nieruchomo, tyłem do mnie, na skraju łóżku. Po moim pytaniu "co robisz Kubusiu?" odwrócił się, pokazał rysunek w książeczce i radośnie zawołał "CO TO JEST?" i to nie był sen.