środa, 29 czerwca 2011

mama na obcasach

Miałam piękny sen: ja, mama 2 miesięcznego Małego Astronauty, zadowolona, wypoczęta, w spodniach z materiału rozmiar 36 dopiętych na brzuchu, w jasnej, przewiewnej bluzce, na obcasach biegnę do samochodu Marty - mamy trzytygodniowego Mikołaja, razem ze mną Izu w zaawansowanej ciąży. Wsiadam i mówię: szybko odjeżdżaj, aby Mój Mąż z Kubą mnie nie dogonili. Marta się śmieje i odpowiada: nie martw się, mój już biegnie z osiedla kilka ulic dalej. Rozbawione jedziemy do kina! Nie myślę o niczym. Jestem spokojna, gdyż wiem, że Kris da sobie radę. Wykąpie JJ, nakarmi go i położy spać, a gdy wrócę do domu, będę spełnioną, szczęśliwą kobietą i mamą.

Sen wczoraj stał się rzeczywistością!



sobota, 25 czerwca 2011

automat wózkowy

Wiele czynności w życiu wykonujemy automatycznie. To taka przebiegłość naszego mózgu, aby zaoszczędzić sobie zbytniego wysiłku lub pozostawić w danym momencie miejsce na dotarcie dodatkowych wrażeń. I tym sposobem automatycznie parzymy rano kawę, zamykamy drzwi od domu lub samochodu, odkładamy coś na swoje miejsce. Najgorszym, podczas drogi np. na wakacje, pytaniem jest: czy wyłączyłaś żelazko? Od narodzin Naszego Małego Astronauty dopadł mnie notoryczny automat wózkowy. Zaczęło się od pierwszych zakupów z markecie. Ja prowadziłam wózek z Synkiem, Kris wózek z zakupami. Za każdym razem, gdy brałam jakiś produkt z półki, pierwsze co robiłam, to próbowałam włożyć go do wózka Kubusia. Gdyby nie samokontrola JJ zatonąłby wśród jogurtów, szynki i żółtego sera. Gdy na zakupy chodzę sama, notorycznie zapominam o zabraniu koszyka na zakupy. Bo po co? Mózg podpowiada: zbędny balast, przecież wózek już masz. I tym sposobem latam po sklepie, pcham wózek z Maluchem obładowana jednocześnie zakupami. Jakiś czas temu Kubuś zaczął buntować się przed robieniem zakupów w gondoli, bo ile można oglądać ten sam sufit, gdy tyle ciekawych rzeczy dzieje się wokół. Dlatego praktykujemy zakupy w nosidle wczepionym w stelaż. I tym sposobem ostatnio Kubika woził Kris, ja natomiast zajęłam się wózkiem na zakupy. Tak skutecznie się nim zajęłam, że podczas oglądania drukarki, intensywnie próbowałam ululać zgrzewkę wody mineralnej.




wtorek, 21 czerwca 2011

sen dnia letniego

Mogę nareszcie stwierdzić, że misja usypianie została pomyślnie zakończona. Oczywiście liczne etapy, które na pewno wpłyną na sen Małego Astronauty, jeszcze przed nami. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, że uporaliśmy się z systemem samego zasypiania. Nareszcie spokój zagościł w naszym domu i już nie wstaję rano martwiąc się, co zrobię, gdy przyjdzie czas drzemki. JJ jest wrażliwcem. Zasypia najchętniej w ciszy, w jednym stałym miejscu i w przyciemnionym pomieszczeniu. Ostatnio dobrze nam wychodzi system trójkowy: jemy, bawimy się i drzemkujemy. Dlatego, gdy tylko zobaczę, że ziewa, od razu zgarniam go do naszej sypialni i usypiam w naszej pościeli, aby czuł zapach rodziców. Nie bujam, nie noszę. Kładę dłoń na jego pleckach i swoim "szszszyyy" wyciszam. Czasami uda mu się zasnąć bez płaczu. Gdy w końcu zasypia, ja padam obok niego. W końcu JJ sprawił, że mam teraz regularne drzemki w ciągu dnia. Wieczorem po kąpieli i jedzeniu zasypia w łóżeczku. Nadal płacze przed zaśnięciem, ale już dużo krócej i mniej niż wcześniej. Myślę, że gdy skończy się jego walka z uciekającym kciukiem, zasypianie będzie przyjemnością. Ale zdarzają się chwile, gdy coś go wystraszy i wybudzi ze snu. Wtedy ramię mamy jest niezastąpione.



sobota, 18 czerwca 2011

nostalgia

Gdy zapytałam Izu jaką lubiła zabawę, gdy była dzieckiem, bez wahania odpowiedziała: GUZIKI! To niesamowite, że mam podobne wspomnienia. Pamiętam plastikowy woreczek, w drewnianej skrzynce na przybory do szycia. A w woreczku raj dla dziecka. Dziesiątki guzików: drewnianie, plastikowe, obszyte skórą lub materiałem, metalowe, lśniące lub matowe, jednokolorowe lub we wzory. Potrafiłam godzinami siedzieć i za rękę z wyobraźnią układać je na dywanie w różne kombinacje. Pamiętam również kolorowe szpulki z nićmi, w zielonym pudełku babci. To nie były zwykłe szpulki. Miały plastikowe podstawki i stały jak mieniąca się kolorami tęczy armia żołnierzy z nici. Porządkowałam te nici, pilnowałam z wielką dokładnością, aby wszystkie były starannie nawinięte. Babcia w swojej szafie miała również pudełko z pocztówkami. Wiele z nich pochodziło z zagranicy. Pamiętam te z Francji, a na nich narysowane lalki, do których przyczepione były skrawki materiału. Były także pocztówki trójwymiarowe, migająca okiem piękność lub zimowy pejzaż. Najbardziej bawiło mnie to, że wydawały z siebie interesujący dźwięk, gdy przejechało się po chropowatej powierzchni palcem. W szafie mamy fascynowały mnie chusty i wszelkie kombinacje modowe, które można było z nich stworzyć. Zwykłe wzory na dywanie babci również stanowiły niezłą rozrywkę. Stworzyłam własny wzór przeskakiwania z jednego pola na drugie. Te "zwykłe" rzeczy sprawiały, że byłam szczęśliwie rozbawiona. Rozbawiona bez grających maskotek, samochodzików, edukacyjnych mat, książeczek z syreną policyjną czy też z karetką pogotowia. Oczywiście sama kupuję dla JJ wymysły współczesnego świata, ale tak bardzo chciałabym zachować w tym wszystkim umiar. I wcale nie mam takiej pokusy, aby dać mu z tego jak najwięcej, bo sama takich zabawek nie miałam. Wolę dać mu woreczek z guzikami, aby rozwijał dziecięcą wyobraźnię.


środa, 15 czerwca 2011

kocie niepokoje

Po dwóch miesiącach mogę stwierdzić, że Carlos - nasz starszy syn, wrócił do równowagi, po pojawieniu się w domu - jak to określa moja koleżanka - nowego kota bez sierści. Początki były trudne. Nie mógł pojąć dlaczego ten kot tak dziwnie leży na pleckach, macha łapkami i wydaje z siebie dziwne, nie kocie dźwięki. Trzymał się jak najdalej JJ i przez kilka pierwszych dni chodził na obniżonym podwoziu, czyli na ugiętych łapkach. A gdy Kubik płakał, uciekał z podkulonym ogonem. Z wyrzutem patrzył się na mnie, gdy karmiłam lub nosiłam na rękach Kubusia. Bo dlaczego nagle noszę nowego kota, a Carlosa ukochanego już nie? Później nadszedł etap wymuszania większej uwagi i wielu czułości. Kocia mama Kris ugniatany na brzuchu potrafił być kilka razy dziennie. Chodzenie przy nodze, łaszenie się, stało się częstym elementem dnia. A teraz Carlos stał się pełnym pyszczkiem opiekunem i ochroniarzem Malucha. Gdy JJ płacze kot patrzy, interesuje się i często pierwszy biegnie do pokoiku, razem mają pory drzemek - Kubik w łóżeczku, kot na fotelu obok. Czasami, gdy usypiam Synka, Carlos staje tylnymi łapkami na pufie, opiera łapy o barierkę i zagląda czy wszystko w porządku. Nie mam obaw, że wskoczy do łóżeczka Malucha, dlatego drzwi od pokoju Kubusia zawsze są otwarte. I rozbrajają mnie sytuacje, w których, gdy już już tak blisko jestem uśpienia Synka, kot w tym czasie postanawia pogryźć papietrowy karton w pokoju, położyć się na macie i włączyć pozytywkę, lub z wielkim hukiem zwalić wazon z kwiatami. To się nazywa kocie wyczucie czasu.




poniedziałek, 13 czerwca 2011

rozkojarzenie po-ciążowe

Niedziela, 12 czerwca 2011. Nakarmiłam JJ i zadowolona, że nabombał się jak należy, zostawiłam go w ramionach Krisa, a sama udałam się po zakupy do pobliskiego marketu. Ciesząc się jak dziecko, że w spokoju zrelaksuję się przy zwykłych zakupach, nie dostrzeglam, że niedzielna ulica zbyt spokojna jest nawet jak na wolny dzień. Wpadam na parking a tam: PUSTO! Market zamknięty! Ale dlaczego? Pytam siebie i szukam informacji na drzwiach. No cóż. Nie dotarła do mojej świadomości informacja, że sklepy będą pozamykane. W domu brak pieczywa, a na obiad ziemniaki, sadzone jajo i kefir.

Zaliczam większe wpadki niż w czasie ciąży. Zapominam o świętach najbliższych, to znaczy pamiętam dzień wcześniej wieczorem, rano już nie. Nie wiem, gdzie odkładam różne przedmioty i notorycznie zostawiam kluczyk w skrzynce pocztowej. Najczęściej przynosi go z powrotem mój mąż, który wraca po mnie do domu lub sąsiedzi.

Kris: przyczep sobie ten kluczyk do kluczy od domu to nie będziesz go zostawiała.
Evelio: nie jestem tego taka pewna...osobno domowe klucze są bezpieczniejsze.

niedziela, 12 czerwca 2011

2 miesiące

Dzisiaj mijają dwa miesiące Naszego Małego Astronauty. Nie mogę napisać, że minęło jak po maśle. To dwa miesiące wzajemnego poznawania i obserwowania. Jeszcze nigdy w życiu nie zadawałam sobie w głowie tylu pytań rozpoczętych od słów: "a może". A może jest zmęczony, a może ma mokro, a może ma katar, a może nie lubi tak spać, a może mu za gorąco, a może za zimno. I myślę, że jeszcze WIELE takich pytań przed nami. JJ to mały spryciarz, który tak nas podszedł, że większość zasad i postanowień, które przyświecały nam przed jego przyjściem na świat, poszło do kosza. Po dwóch miesiącach nagle okazało się, że karmię co dwie godziny, a każda drzemka i wieczorne zasypianie kończą się bujaniem w rożku, do tego należy dodać drzemki na klatce piersiowej rodziców i noszenie na rękach, gdy tylko zakwili. Od środy, po rozmowie z położną, wracamy do poprzednich postanowień, bo czuję, że później będzie już tylko gorzej. Tym sposobem od środy Kubik zasypia bez bujania. Nie jest łatwo, ale idzie nam coraz lepiej. Przebudzenie nagłe z drzemki kończy się przewinięciem i położeniem na brzuszku (obawiam się tego sposobu spania, ale inaczej nie chce ponownie zasnąć) i śpimy dalej do kolejnego karmienia, które wróciło do dawnego cyklu, czyli co trzy godziny. O walce z zasypianiem mogłabym napisać książkę. Przerabialiśmy wiele sposobów. Gdyby nie usterka magnetofonu Maluch nadal zasypiałby przy szumie morza. Już męczy mnie ten temat i dość mam zastanawiania się każdego ranka jak dzisiaj Nasz Synek będzie zasypiał przed drzemkami. Podczas tych dwóch miesięcy zaliczyliśmy też wizytę u pediatry: Kubik waży 4810, oraz trzy szczepienia: Infanrix, Rotarix oraz Prevenar. Wszystkie zniósł bardzo dzielnie i bez powikłań. To również czas wielu zmian. Widzi już coraz lepiej, gdy trzymamy go na rękach rozgląda się jak szalony. Gdyby mógł, obracałby głową dookoła jak sowa. Uwielbia kąpiele i bardzo płacze, gdy się go wyciąga z wody. Już nie mogę doczekać się września, bo wtedy zaczniemy razem chodzić na basen na zajęcia dla niemowlaków. Ale to co najważniejsze, to jego wspaniały uśmiech, gdy wypoczęty budzi się w łóżeczku i wita go nachylona twarz mamy, lub gdy tata bierze go popołudniu w ramiona. Ja również czuję się znacznie lepiej. Zaliczyłam już odwiedziny u fryzjera, w sklepie, wspaniałą kąpiel z pianką. Zabieramy też Synka w coraz więcej miejsc: do teściów na całodniowe leżakowanie w ogrodzie, na dni miasta, do sklepów na zakupy. Wczoraj pozwolił nam na obiad na mieście, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni.


czwartek, 9 czerwca 2011

ręczne robótki

Niewiarygodne jest to, jak taki malutki człowieczek musi się namęczyć na początku swojego życia, nim w pełni okiełzna swoje ciało i jego możliwości. Już osiem tygodni z fascynacją patrzę jak Nasz Mały Astronauta ogarnia temat swoich kończyn. Problem robótek ręcznych szczególnie ujawnia się podczas zasypiania. Na początku, mniej więcej do szóstego tygodnia, owijaliśmy JJ w rożek, skutecznie krępując mu rączki, ponieważ nie miał świadomości, że je posiada. Gdy nie był opatulony często budził się z powodu latającej dłoni. A jak wiemy, nie ma nic bardziej strasznego niż latająca dłoń w nocnym świecie. Bo co to za dłoń? Czyja ta dłoń? Czego ta dłoń w ogóle ode mnie chce? I dlaczego tak tutaj lata? Teraz JJ jest już na tyle duży, że zasypia bez zawijania, a jego rączki nareszcie należą do niego. Niestety pojawił się kolejny problem. Nie potrafi jeszcze ich kontrolować. Poznał już ich smak i wie jak smakuje dobrze schwytany kciuk. Nie przyjął się u nas smoczek, ale ssać, jak cycka nie ma, coś trzeba. Tylko jak ssać, gdy nie można złapać? Czuję jego frustrację i nie dziwię się, że biedny tak się denerwuje. Nie ma nić gorszego niż wciąż uciekający obiekt pożądania, szczególnie, gdy jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

w głowie mam pieluchy

Ostatnio moja przyjaciółka Kajko obchodziła urodziny. Wstyd się przyznać, ale w tym ważnym dla siebie dniu otrzymała ode mnie sms'a następującej treści:

"Kajko jakie pieluchy używasz? Ja używam Pampers Premium Care 2 i niestety jak Kubuś śpi na boku to wycieka mu górą."

Całe szczęście jest wyrozumiała. Jest pełna zrozumienia dla faktu, że Evelio pieluchy świat przysłoniły.

piątek, 3 czerwca 2011

macierzyński dualizm

Nie mogę pogodzić w sobie dwóch skrajnych odczuć. Mamą jestem już prawie dwa miesiące i wdzięczna jestem bardzo za Naszego Wspaniałego Małego Astronautę, ale gdzieś w głębi mnie są sprawy, z którymi pogodzić się nie mogę. Wiem, że Synek rekompensować powinien wszystkie niedogodności pociążowe i macierzyńskie, ale jestem tylko człowiekiem i nie zagłuszę myśli i emocji, które we mnie tkwią. Pociesza mnie jednak fakt, że każdy tydzień i przykłady innych mam, pokazują mi, że wszystko zmienia się, elastycznie dostosowuje do nowych okoliczności. Brakuje mi kanapowych chwil z mężem przez ekranem, na którym wyświetlany jest jakiś aktualny film. Oczywiście możemy coś wrzucić, ale ja od razu odpływam, gdyż 21.00 to już dla mnie noc. Brakuje mi wspólnych chwil, wyjść do restauracji, weekendowych beztroskich wyjazdów. Nie mogę zaakceptować "nowej" figury i faktu, że na tyłek nie wchodzą mi żadne spodnie z czasów PRZED. Nawet jak wyrwałam się do sklepu, to okazało się, że gust mi się chyba zmienił, gdyż nie bawią mnie już powyciągane podkoszulki. Marzę o eleganckich tunikach, które przy karmieniu piersią nie mają najmniejszego sensu. Dość mam wklepywania kremu w uda, wklepywania w brzuch, bliznę po cesarce i osobnego w powyciągane, bolące sutki. Nigdy nie byłam systematyczną wklepywaczką i teraz też nie radzę sobie z tym zjawiskiem. Cera po dziewięciu miesiącach blasku przybrała formę nastoletnich wyprysków. O czyszczeniu u kosmetyczni mogę na razie zapomnieć, gdyż Mała Głodomorra nie robi sobie, aż tak długich kulinarnych przerw. Dość mam spania w staniku i pilnowania, aby się nie przekręcał, gdy mam ochote pospać na boku. Brakuje mi czasu na fotografię i dobrą książkę. Ponadto czuję się towarzysko wyalienowana. Ciepłe dni sprzyjają licznym wieczornym spotkaniom, na których jestem obecna jedynie myślami. Tęsknie za dobrym drinkiem i nieprzespanej nocy z powodu klubowej imprezy. Ale jeszcze bardziej marzę o tym, aby położyć się wieczorem i wstać dopiero późnym rankiem. Tak. Zdecydowanie jestem tylko człowiekiem. Walczę z nową rzeczywistością. Ale walka kończy się zawsze tak samo. Idę sprawdzić jak spokojnie śpi Nasz Synek. Stanę nad jego łóżeczkiem i zapomnę o tym, co mi tak przyziemnie doskwiera.

czwartek, 2 czerwca 2011

Kawa

Kawo! Ty jesteś jak zdrowie! Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił!

Przez kilka ostatnich lat nie potrafiłam wyobrazić sobie dnia bez kawy. Tradycją stały się poranki z dobrą kawą podlaną mlekiem. Pierwsze co robiłam po wstaniu z łóżka to podróż na autopilocie do kuchni i włączanie czajnika. Potrafiłam wyjść z domu bez śniadania, ale kawy nigdy nie odpuszczałam. Teraz wiem, że nie doceniałam tych chwil. Były tak zwyczajne. Na mieście rozmowy o życiu przy Late też nie robiły na mnie wrażenia. W ciąży kawę piłam raz w tygodniu podczas spotkań z Izu. To były już bardziej przemyślane chwile, bo jednak ograniczenie dostępu robi swoje. Od prawie dwóch miesięcy smaku kawy nie czułam w ustach. Do dzisiaj. I nie jestem w stanie wyrazić jak bosko poczułam się pijąc mleko z kawą. Inaczej nazwać tego nie mogę, bo do tradycyjnej kawy jeszcze mi daleko. Ten smak, najcudowniejszy, relaksujący, jak prezent przysłany od kogoś z przeszłości. Szkoda, że nie doceniamy smaków codzienności, gdy mamy je w nadmiarze i łatwo dostępne.


fot. Evelio

środa, 1 czerwca 2011

pierwszy dzień dziecka

Jeszcze nieświadomy i niestety łzami zalany mamy i Małego Astronauty pierwszy dzień dziecka. Przechodzimy drugi skok rozwojowy, upały i szczepienie jednego dnia. Dla naszej dwójki to zbyt wiele jak na jeden raz. Maluch spać w ciągu dnia nie chce, budzi się po kilku minutach z każdej drzemki z płaczem, najchętniej zasypiałby na ramieniu, a cycek według jego wyobrażenia powinien być gotowy do wyjęcia co mlaśnięcie. Gubię się w tym wszystkim i przez łzy proszę o wytrwałość do przyszłego tygodnia, bo mniej więcej wtedy Kubik przeskoczy kolejny etap w swoim rozwoju. Obrywa przez to otoczenie. Teściowie wpadli z prezentami bez zapowiedzi i od progu usłyszeli, że o wizytach wolałabym być wcześniej informowana. Teraz do tego wszystkiego gryzie mnie poczucie winy, bo to niespodzianka dla dzieci miała być. Chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze.

Drugi skok rozwojowy między 7. a 9. tygodniem

"Obwód głowy dziecka w krótkim czasie gwałtownie się zwiększa, a jego mózg rośnie. Wszystkie zmysły nadal się rozwijają i nagle to, co do tej pory było znane, teraz jest nowe. Znowu twoje dziecko dużo się nauczyło: leżąc na brzuchu potrafi przez krótki czas samodzielnie trzymać głowę w górze lub kręcić nią, gdy usłyszy szelest. Ponieważ już znacznie lepiej widzi, odkrywa swoje dłonie i stopy. Z przyjemnością przysłuchuje się głosom i zaczyna wydawać pierwsze dźwięki."