czwartek, 9 czerwca 2011

ręczne robótki

Niewiarygodne jest to, jak taki malutki człowieczek musi się namęczyć na początku swojego życia, nim w pełni okiełzna swoje ciało i jego możliwości. Już osiem tygodni z fascynacją patrzę jak Nasz Mały Astronauta ogarnia temat swoich kończyn. Problem robótek ręcznych szczególnie ujawnia się podczas zasypiania. Na początku, mniej więcej do szóstego tygodnia, owijaliśmy JJ w rożek, skutecznie krępując mu rączki, ponieważ nie miał świadomości, że je posiada. Gdy nie był opatulony często budził się z powodu latającej dłoni. A jak wiemy, nie ma nic bardziej strasznego niż latająca dłoń w nocnym świecie. Bo co to za dłoń? Czyja ta dłoń? Czego ta dłoń w ogóle ode mnie chce? I dlaczego tak tutaj lata? Teraz JJ jest już na tyle duży, że zasypia bez zawijania, a jego rączki nareszcie należą do niego. Niestety pojawił się kolejny problem. Nie potrafi jeszcze ich kontrolować. Poznał już ich smak i wie jak smakuje dobrze schwytany kciuk. Nie przyjął się u nas smoczek, ale ssać, jak cycka nie ma, coś trzeba. Tylko jak ssać, gdy nie można złapać? Czuję jego frustrację i nie dziwię się, że biedny tak się denerwuje. Nie ma nić gorszego niż wciąż uciekający obiekt pożądania, szczególnie, gdy jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

7 komentarzy:

  1. ja jakoś nie owijałam od powrotu ze szpitala Małej w rożek, jakoś podziało na mnie to, że w szpitalu tez jest teraz kolejny odwrót od "łapek-niedrapek" i postawiłam na całkowitą wolność niemowlaka, także z rączkami swymi (koniecznie z obciętymi paznokciami, bo jak nie to buzia zmasakrowana :)

    u nas smok tez całkowicie się nie przyjął albo ja nie umiałam Małej nauczyć go ssać i używać tym samym do uspokajania, mąż nalegał, bo to jakaś wygoda, ale ja nie byłam w stanie jej nauczyć tak chociaż na wszelki wypadek...

    a u nas robótki ręczne ze ślinieniem połączone to non stop kolor, choć zauważyliśmy, że odkąd Małej przedwczoraj wyszedł ząbek, to nie "łorcuje" sama po tym bolącym miejscu, tylko sprytnie je omija, jakby wiedziała, że będzie ją bolało, mądralina jedna :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Evelio, tekst z latającą dłonią mnie powalił o poranku:-)Hahaha. Powiedz kochana skąd Ty bierzesz te wszystkie mądrości?Może mogłabys polecić jakąś literaturę na ten temat, co bym mogła być w końcu mamą świadomą:-)w pełni...
    Całusek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nosz gdzież spać jak dłonie latają?! Nosz gdzież:D

    OdpowiedzUsuń
  4. No, ja też bym chciała,żeby córa moja smoka ciągnęła...ale walczy ze mną i ze smokiem już prawie dwa miesiące;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo lubię Cię czytać :) piszesz tak prosto bez kombinowania i nadmiaru teoretycznych wymądrzań i tak blisko mi trafiasz z przemyśleniami :)
    a latająca dłoń mnie rozbawiła - nasz klops już 3,5 miesiąca więc dłonie rozpoznał w boju ale przypomniałam sobie jak faktycznie potrafił się obudzić klapsem w nos :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. no i smok też się nie przyjął, za to wczoraj kciuk został odkryty definitywnie i fakt ten młody człowiek zapamiętał :)

    OdpowiedzUsuń
  7. my też do niedawna zawijaliśmy Nadię w pieluszkę, żeby ją rączki nie budziły, ale po zakończeniu pierwszego skoku (kilka dni temu) rączki stały się trochę mniej latające i dają się wyspać :-)

    OdpowiedzUsuń