poniedziałek, 31 stycznia 2011

gdy statek tonie

Bo jak długo można być tak naprawdę na fali? Każda kobieta dobrze zna dni, gdy świat od chwili przebudzenia jest zły, patrzenie w lustro sprawia mało przyjemności, wszystko jest brzydkie, za grube i utulić też chwilowo nie ma kto. W życiu ciężarówki, z racji hormonów i małej ilość sposobów na zły nastrój, takie dni przytrafiają się częściej. Kupowanie nowych ubrań nie ma raczej sensu, bo to może tylko pogorszyć zastany rano stan, a czekolada w takiej chwili tylko pogrąża i wpędza w poczucie winy. Całe szczęście wybrnęłam z tej sytuacji w równie kobiecy sposób. Wybrałam się na spacer. Przypadkiem przechodziłam obok centrum handlowego, przypadkiem również weszłam do sklepu z butami. Były tam i była to miłość od pierwszego spojrzenia. Wygodne, wręcz idealne na ciążową zmęczoną stopę. Uwielbienie trwa. Gdy wychodzimy razem z domu, nie rozstajemy się nawet na krok. A zły nastrój? Jaki zły nastrój?



piątek, 28 stycznia 2011

poradnikowe ABC subiektywnie

Przez całe studia poradników i psychologicznych mądrości zdążyłam naczytać się chyba za wszystkie czasy swoje, mojego męża i mojego dziecka. Instrukcji obsługi ludzkich umysłów, zmysłów i uczuć było wiele. Dlatego teraz sceptycznie podchodzę do książkowych myśli i jeżeli już coś postanawiam kupić i przeczytać, to wcześniej dokładnie to analizuję i "obwąchuję". Moja lista poradników około ciążowych i wychowawczych jest krótka. Ale jak to się mówi: liczy się jakość a nie ilość.

"W oczekiwaniu na dziecko" Heidi Murkoff, Sharon Mazel
Do ciąży - jej przebiegu i odżywiania podchodzę bardzo intuicyjnie. Natomiast raz w miesiącu sięgam po tę książkę, aby dowiedzieć się co mnie czeka przez następne cztery tygodnie, aby upewnić się, że wszystko przebiega prawidłowo i pocieszyć się, że nie tylko ja w danym czasie odczuwam to co odczuwam. Rzeczowo, fachowo i na temat.

"Język niemowląt" Tracy Hogg, Melinda Blau POLECONA i POLECAM
Idealnie wpisuje się w moją własną teorię i wyobrażenie o opiece nad noworodkiem i pierwszych krokach w wychowaniu. Bo tak naprawdę wszystko zaczyna się już pierwszego dnia. Uczy jak i kiedy najlepiej karmić, jak powinien wyglądać harmonogram dnia, jak nie dać się zmanipulować, bo przecież słodkie maluchy to mistrzowie manipulacji i jak bez poczucia winy zostawić dziecko pod opieką zaufanej osoby i zrobić sobie wolne, aby pozostać szczęśliwą mamą i przy zdrowych zmysłach.

To książką na później. Ale już teraz warto od czasu do czasu do niej zajrzeć. Tak na wszelki wypadek. Z Dorotą Zawadzką miałam roczne zajęcia z Rozwoju Dziecka. Wtedy nie była jeszcze super nianią, nie tańczyła z gwiazdami i może smarowała kanapki margaryną, ale się z tym w tv nie obnosiła. Już wtedy wiedziałam, że jest moim idolem w wychowaniu. Tak pozostało do dzisiaj.

Również książka na później, ale już zaopatrzyłam w nią bibliotekę małego astronauty. Bardzo cenię sobie tego typu techniki pracy z dzieckiem. Bardzo rozwija, kształtuje nie tylko wyobraźnię i rozbudza świat.

"Dziecko dla odważnych" Leszek K. Talko
Książka z listy rezerwowych. Lubię felietony Talków, więc prawdopodobnie tę książkę również przeczytam. To jest pozycja cztery w jednym. Składają się na nią wcześniejsze tytuły: "Dziecko dla początkujących", "Dziecko dla średnio zaawansowanych", "Dziecko dla profesjonalistów" oraz dodatek "Dziecko dla zawodowców". O rodzinnych przebojach z przymrużeniem oka.

"Być kobietą i nie zwariować" Katarzyna Miller, Monika Pawluczuk POLECAM!
A to dla wszystkich kobiet. Abyśmy nie zapomniały, że nie jesteśmy tylko mamami i żonami. Jesteśmy przede wszystkim sobą i pielęgnujmy to w sobie.

Niestety obecnie wszystkie powyższe pozycje poszły w odstawkę. W łóżku, na kanapie, w wannie, autobusie króluje "Millennium" Stiega Larssona. Zaczynam trzeci tom. Za mną 1300 stron. Przepadłam.

wtorek, 25 stycznia 2011

funemployment

Coraz częściej w mediach mówi się o nowym zjawisku: FUNEMPLOYMENT. Dotyczy to nowego stylu życia i bycia ludzi bez pracy, którzy jej nie poszukują, a wręcz przeciwnie - celebrują każdy dzień bezrobotnej wolności. Uśmiecham się pod nosem, gdyż zwolnienie ciążowe można spokojnie porównać do tego nowego zjawiska. Często słyszę pytanie: "a co Ty właściwie robisz w domu? Ja już bym dawno umarła z nudów." Czasu na nudę zdecydowanie nie mam. Wręcz przeciwnie. Są chwile, gdy tego czasu wręcz mi brakuje. To świetny moment na nadrobienie zaległości książkowych i filmowych, na spokojne wicie gniazda, gdyż wicie często silniejsze jest od nas samych, wybranie się na koncert lub wystawę, czy też pogodzenie się ze swoją weną twórczą, bo w końcu czas jej pozwolić dojść do głosu. Fani zjawiska funemployment często mówią o podróżach z plecakiem i poznawaniu świata. W siódmym miesiącu ciąży wyprawa do sklepu za rogiem, do lekarza czy też do laboratorium, aby zbadać krew, równa się wyprawom na drugi kraniec globu i emocji z tym związanych jest równie sporo.

Na wyprawy, spotkania, artystyczne doznania upodobałam sobie koszulę w prążki. Jest bez wątpienia moim faworytem i ciążowym hitem.



niedziela, 23 stycznia 2011

procenty na podniebieniu

Gdy jeszcze nie byłam w ciąży, często w weekendy wychodziliśmy na imprezy do znajomych. Zdecydowanie rzadziej do clubów, ale również się zdarzało. Wyprawom zazwyczaj towarzyszyły jakieś alkoholowe smaki. Na dobry nastrój z przyjemnością wpływałam whisky z colą lub mojito, które z dużą wprawą potrafił przygotować mój mąż. Gdy dowiedziałam się, że w brzuchu gości już astronauta postanowiłam twardo, że alkoholu do ust w minimalnych nawet ilościach nie wezmę. Przez 6 miesięcy trzymałam się twardo i szczególnie nie ciągnęło mnie do procentów. Ale w szczególnych momentach pojawiają się chwile słabości, kiedy tęsknię za procentową przyjemnością: gdy w "Zaścianku" przy stoliku obok stoi duży, gliniany dzbanek z grzanym piwem, gdy ulubionemu spaghetti towarzyszy woda wysoko mineralizowana, a nie czerwone wino i gdy na spotkaniu towarzyskim  mam duże problemy z porozumieniem się z pijącymi. Czasami nie wiem, jak mam się odnieść do poważnych rozważań znajomego, który z przejęciem próbuje wytłumaczyć mi, że Charlie Charlie z piosenki Ani Dąbrowskiej to kawał chama, bo cytuję: "wydupczył biedną dziewczynę i zwiał z jej forsą" lub co mam zrobić, gdy nie mogę za pomocą języka polskiego pożyczyć książki kulinarnej z przekąskami.

Evelio: chciałabym pożyczyć Twoją książkę z przystawkami.
Ona: nie rozumiem, jaką książkę?
Evelio: tę, która leży na parapecie, z przystawkami.
Ona: ale co się stało? masz kłopoty z sercem?


piątek, 21 stycznia 2011

Toksoplazmoza

Gdy znajomi dowiedzieli się, że jestem w ciąży od razu otrzymałam dobre rady na temat postępowania z kotem: "koniecznie wyrzuć go z łóżka, jest niebezpieczny", "oddaj go rodzicom, może cię zarazić", "nie baw się z nim, nie dotykaj, nie pozwól, aby cię podrapał" i wiele tym podobnych dobrych rad. To wszystko wynika z tego, że powszechnie Toksoplazmozę, tak bardzo niebezpieczną chorobę dla kobiet w ciąży i maluchów, od razu kojarzy się z kotami. Niestety domowe pupile są pokrzywdzone w tej całej historii. Jeżeli kot nie wychodzi z domu, nie jest obecnie zakażony, po każdej zabawie z nim myje się ręce, a przyjemność czyszczenia kuwety przejmie mąż, to zdecydowanie większym zagrożeniem dla nas jest niemyte, surowe mięso. To mięso powinno "wyrzucić się z łóżka, oddać rodzicom, bez pozwolenia, aby nas wcześniej podrapało".

Informacje na temat Toksoplazmozy


środa, 19 stycznia 2011

otwarta linia

Podobno kobiety w ciąży nie powinny się denerwować. Ostatnio coraz częściej powtarzam sobie tę maksymę, a już z dużą częstotliwością brzmi ona w mojej głowie, gdy muszę telefonicznie zapisać się na wizytę do ginekologa. Lekarza mam wspaniałego. Cierpliwy, odpowiada na wszystkie pytania, poświęca nam maksimum uwagi okazując przy tym minimum pośpiechu, podczas każdej wizyty robi usg i ze szczegółami wszystko objaśnia. Jestem do niego do tego stopnia przywiązana, że gdy w czasie Świąt groziła nam śnieżyca i istniała ewentualność, że nie wrócimy do domu, pierwsze moje na głos wypowiedziane pytanie brzmiało: ale co ja zrobię bez mojego lekarza?

Wszystko byłoby wręcz bajecznie nierzeczywiste, gdyby nie konieczność zapisywania się do lekarza telefonicznie i to w dokładnie wyznaczonych dwóch godzinach w ciągu dnia. Przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Nie wiem dlaczego, ale zignorowałam drugi numer i popołudniowe godziny. Chyba sama sobie wmówiłam, że ta druga możliwość po prostu nie istnieje, nie działa, nie i nie. Tak więc z zacięciem dzwonię między godziną 11.00 a 13.00. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Wypracowałam różne sposoby: intensywne naciskanie w komórce zielonej słuchawki, czerwonej słuchawki, zielonej, czerwonej, zielonej..."Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Zaczynam pomału złościć się. Kolejny sposób to "na przeczekanie". Udaję, że wcale nie chcę się dodzwonić, coś zapisuję w notesie i nagle wykręcam numer. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Złoszczę się już na całe miasto. Bo dlaczego chcą dodzwonić się akurat teraz. Przecież dzwonię teraz ja! Trzeci sposób to "na niezręczną sytuację". Idę do łazienki i z premedytacją siadam na toalecie. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Teraz już złoszczę się na cały świat i dosłownie czuję frustrację uczestnika interaktywnej gry TV, który próbuje trafić na otwartą linię. Z niechęcią postanowiłam zapisać się po południu. W myślach miałam już plan, że gdy i tym razem nie uda mi się dodzwonić, to rozpuszczę plotkę o nieskuteczności w działaniu mojego lekarza, wtedy następnym razem na pewno zapiszę się bezstresowo. Wykręcam numer. Po pierwszym sygnale słyszę: "Dzień dobry, przychodnia Medison. W czym mogę pomóc?" I chyba to w tym wszystkim zdenerwowało mnie najbardziej!

wtorek, 18 stycznia 2011

Mama Glamour 2011

Bardzo dziękuję autorce bloga http://www.mamaglamour.blox.pl/ za docenienie i zaproszenie!

Nurkaa ruszyła z ambitną misją Mama Glamour 2011. Uważam, że to bardzo dobry pomysł a stronę polecam samej sobie i wszystkim przyszłym mamom, aby czerpać garściami pomysły na temat ciążowej mody. Poza tym można spotkać tam bardzo ciekawe osobowości...ku inspiracji:-)




niedziela, 16 stycznia 2011

gdy łza kręci się w oku...modowe zestawy

Bunt przeciwko rzeczywistości najczęściej motywuje mnie do zmian i zdecydowanego działania. Podobnie było również tym razem. W momencie gdy witryny krzyczą do nas napisami SALE, a procenty zniżkowe kuszą nas swoją ofertą, moja uwaga skupia się na nieśmiało wyłaniającej się Nowej Kolekcji. Ale jak jej nie ulec i jak jej nie zauważyć? Gdy za oknem smutno i szaro, ona wiosenną lekkością materiału kusi, wiosennym wzorem błyśnie i słońcem zwabi. Zachwyciły mnie nowe kobiece fasony, marynarskie motywy, spodnie z wysokim stanem i koszule w groszki. I aż łza drobna zakręciła się w moim oku, gdy przodujący już brzuch szybko przypomniał mi, że w tym roku nie dla mnie te modowe czułości. To i inne atrakcje, modowe sensacje zmobilizowały mnie do stworzenia ciążowych zestawów. Polecam wszystkim, gdyż ułatwia to ogarnięcie modowego chaosu i choć na chwilę pomaga zapomnieć o sklepowej modnej kusicielce.

Ten zestaw ostatnio upodobałam sobie bardzo. Wszystkie rzeczy pochodzą z nie ciążowej półki. A pasek pod biustem proponowany przez Agakry rzeczywiście jest świetną kropką nad i.



czwartek, 13 stycznia 2011

nasze rendez-vous z synkiem

Każda kolejna wizyta w gabinecie lekarza to dla nas nowe przeżycia i atrakcje. Nasz mały astronauta rozwija się w zawrotnym tempie. Waży już 1 kg, a to tak naprawdę dopiero początek jego ekspresowego przyrostu. Niczym Kubica pędzący po torze F1 maluch zacznie przybierać na wadze. Właśnie jest w fazie nabierania ciałka. W momencie badania głowę ogrzewał moją wątrobą, a nogi wciskał w śledzionę. Najważniejsze jest jednak to, że jest już podobno niezwykle rozwinięty pod względem zmysłów i inteligencji. Tylko co to za życie, gdy na "świat" patrzy się przez zamknięte powieki, słyszy się głosy, ale nie można odpowiedzieć, dźwięki burczenia w brzuchu to stałe towarzystwo, smakuje się jedynie wody płodowe o wyrafinowanym smaku bagiennej zupy, a samoświadomość ogranicza się do decyzji czy possać kciuka czy też nie, ewentualnie może kopnąć jeszcze swobodnie mamę lub pogłaskać się po policzku. Maluch ma już ludzkie rysy i z usg wynika, że zdecydowanie podobny jest do swojej mamy. To moja subiektywna opinia. Tata na pocieszenie dostał body...I am super cool just like my DAD!

Nasz licznik: 26 tydzień (6 miesiąc)

Film: ciąża od 21 do 27 tygodnia




poniedziałek, 10 stycznia 2011

punkty śmunkty

Zawsze byliśmy zwolennikami aktywnego, w miarę intelektualnego spędzania wolnego czasu. Stąd na naszych półkach liczne gry planszowe: Scrabble, Tabu, Carcassonne, detektywistyczne Cluedo i ulubiony, przerabiany na wiele sposobów Trivial Pursuit. Lecz od grudnia pudełka z planszami i pionkami zarastają kurzem, a w naszym domu rządzi gra na PS3...Buuuzzzz. Gra przypomina wiedzowy teleturniej telewizyjny. Każdy ma swojego odpowiadacza, a pytania są z dziedzin przeróżnych: od kultury i sztuki, poprzez sport, historię, do pytań z kategorii nonsens (Co to jest? Gdy stoi jest żółte, gdy się rusza pomarańczowe, a gdy skacze zielone? Prawidłowa odpowiedź: nie wiem, ale fajnie zmienia kolory!). Mimo ciąży idzie mi całkiem nieźle i nie straszne mi są komentarze prowadzącego, że "znowu przyszłam, aby penetrować dno". Lecz przy ostatnim rozdaniu naprawdę błysnęłam. Przy zdjęciu kobiety w ciąży na pytanie: "Kogo będzie potrzebowała kobieta ze zdjęcia?" z rozmachem odpowiedziałam: PODŁOŻNĄ!

Mój mąż zachował zimną krew odpowiadając: "Dobrze, że zapisałaś nas do tej szkoły rodzenia. Myślę, że powinniśmy zdecydować się na rozszerzoną opcję, z większą ilością godzin..."




zdjęcia: http://www.buzzthegame.com/


piątek, 7 stycznia 2011

"Mój pierwszy album"

Niezależnie od tego czy spojrzę na to ja, czy spojrzy na to mały astronauta, każdy będzie mógł stwierdzić, że to jego pierwszy album. Na wyprzedażach wagowych udało mi się za grosze kupić zwykły w swojej niezwykłości album na zdjęcia oraz trzy drewniane ramki. Postanowiłam dać upust inwencji twórczej i stworzyć własne wariacje na temat dziecięcego świata. Album mój pierwszy, gdyż nigdy wcześniej, nie biorąc pod uwagę zajęć w początkowych klasach podstawówki z przystosowania technicznego, ale to się nie liczy, bo wtedy nie umiałam się nawet posługiwać nożyczkami, a biały zwykły klej był do jedzenia a nie do klejenia...w każdym razie nigdy wcześniej okładek albumów dla dzieci nie robiłam. Okładka powstała wczoraj. Ambitnie planuję teraz środek...tak aby astronauta miał pamiątkę z usg, pierwszego dnia w domu, pierwszego słowa, pierwszego wzoru na określenie prędkości światła i pierwszej teorii grawitacji w zastosowaniu do papki marchewkowo jabłkowej. Tylko guzików w domu mamy coraz mniej.






środa, 5 stycznia 2011

próba obciążenia 50 g glukozy

Podczas ostatniej wizyty kontrolnej lekarz zlecił mi test glukozowy. Przy czym poradził z uśmiechem, abym wykonała go dopiero po Świętach i Sylwestrze, gdyż mogłoby się okazać, że nie mogę jeść słodyczy, a po co psuć sobie humor jeszcze w starym roku. Natomiast gdybym wiedziała jak piękny jest świat po 50 g glukozy, to pobiegłabym na badanie zaraz po wizycie. Nie straszne mi ranne wstawanie, stanie w kolejce do badania z przyklejonym żołądkiem do kręgosłupa i oddech staruszek na plecach, nie straszne kłucie w palec, kłucie w rękę, słodki mdlący smak (dziękuję towarzyszce glukozowej niedoli za poratowanie wyciśniętą cytryną), najdłuższą godzinę tego roku, ponowne kłucie. Nic mi nie straszne...bo życie jest takie piękne. Szkoda, że nie zrozumiała mnie sprzedawczyni z piekarni, gdy z szaleńczym uśmiechem na twarzy życzyłam jej "miłego dnia". Chyba w myślach szukała telefonu na pogotowie psychiatryczne, gdyż...nie odpowiedziała.

wtorek, 4 stycznia 2011

niespodziewane przebudzenie

Po wczorajszych dolinach dzisiaj prawdziwa euforia gości w domu astronauty. Po 9.00 obudził mnie sms, a później telefon. Stwierdziłam, że to musi być coś pilnego. Każdy, kto dobrze mi życzy i ceni swoje życie zarazem, wie, że przed 10.00 się do mnie nie dzwoni. Nieprzytomna sprawdziłam telefon. Sms był od teściowej: "Ewelinko widziałam poznałam. Miłego dnia". Może byłam zaspana, może ciążowe szare komórki nie funkcjonują najlepiej, ale u diabła o co chodzi - pomyślałam. Oddzwoniłam pospiesznie z tym samym pytaniem. "Nie wiesz o co chodzi? Twoje zdjęcie było w Dzień Dobry TVN!"

Dzień Dobry TVN i Evelio: Moda Polska odc. 4.01.2011

poniedziałek, 3 stycznia 2011

nie pamiętam tytułu

Przed napisaniem tego tekstu miałam w głowie tytuł. Ale w między czasie walczyłam z brakiem dostępu do internetu, a pięć minut to wieczność dla moich ciążowych szarych komórek, tak więc jaki miał być tytuł zapomniałam. Coś na M. Nowy rok zaczęłam prawdziwą hormonalną jazdą bez trzymanki. Od rana zalewam się łzami i nie potrafię racjonalnie mężowi wytłumaczyć mojego stanu. Gdy wrócił z pracy byłam już w stanie jak mi się wydawało prawie stabilnym. Sądziłam, że skoro zrobiłam porządek w kuchennych szafkach robiąc miejsce na butelki, astronomiczne gadżety i stawiając pusty koszyk na lekarstwa dla malucha, gdyż jeżeli my mamy taki koszyk to on przecież też musi mieć, to już zaspokoiłam swój macierzyński niepokój. Nic bardziej mylnego. Przy ogórkowej z mężem łzy zaczęły lecieć ponownie. Na pytanie co się stało, stwierdziłam: "bo przecież my będziemy mieć dziecko!" i wybiegłam dramatycznie do łazienki. Dziecko będziemy mieć od sześciu miesięcy. Grunt to w porę sobie to uświadomić.

Przypomniałam sobie tytuł. Rozmemłanie. Na M.