Podobno kobiety w ciąży nie powinny się denerwować. Ostatnio coraz częściej powtarzam sobie tę maksymę, a już z dużą częstotliwością brzmi ona w mojej głowie, gdy muszę telefonicznie zapisać się na wizytę do ginekologa. Lekarza mam wspaniałego. Cierpliwy, odpowiada na wszystkie pytania, poświęca nam maksimum uwagi okazując przy tym minimum pośpiechu, podczas każdej wizyty robi usg i ze szczegółami wszystko objaśnia. Jestem do niego do tego stopnia przywiązana, że gdy w czasie Świąt groziła nam śnieżyca i istniała ewentualność, że nie wrócimy do domu, pierwsze moje na głos wypowiedziane pytanie brzmiało: ale co ja zrobię bez mojego lekarza?
Wszystko byłoby wręcz bajecznie nierzeczywiste, gdyby nie konieczność zapisywania się do lekarza telefonicznie i to w dokładnie wyznaczonych dwóch godzinach w ciągu dnia. Przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Nie wiem dlaczego, ale zignorowałam drugi numer i popołudniowe godziny. Chyba sama sobie wmówiłam, że ta druga możliwość po prostu nie istnieje, nie działa, nie i nie. Tak więc z zacięciem dzwonię między godziną 11.00 a 13.00. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Wypracowałam różne sposoby: intensywne naciskanie w komórce zielonej słuchawki, czerwonej słuchawki, zielonej, czerwonej, zielonej..."Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Zaczynam pomału złościć się. Kolejny sposób to "na przeczekanie". Udaję, że wcale nie chcę się dodzwonić, coś zapisuję w notesie i nagle wykręcam numer. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Złoszczę się już na całe miasto. Bo dlaczego chcą dodzwonić się akurat teraz. Przecież dzwonię teraz ja! Trzeci sposób to "na niezręczną sytuację". Idę do łazienki i z premedytacją siadam na toalecie. "Przepraszamy numer zajęty, prosimy spróbować później". Teraz już złoszczę się na cały świat i dosłownie czuję frustrację uczestnika interaktywnej gry TV, który próbuje trafić na otwartą linię. Z niechęcią postanowiłam zapisać się po południu. W myślach miałam już plan, że gdy i tym razem nie uda mi się dodzwonić, to rozpuszczę plotkę o nieskuteczności w działaniu mojego lekarza, wtedy następnym razem na pewno zapiszę się bezstresowo. Wykręcam numer. Po pierwszym sygnale słyszę: "Dzień dobry, przychodnia Medison. W czym mogę pomóc?" I chyba to w tym wszystkim zdenerwowało mnie najbardziej!
He, he! To tak, jak z moją szkołą rodzenia;-)U mnie jest nieco inaczej. Na zakończenie każdej wizyty doktor wyjmuje swój kajet, w którym trzyma terminy extra - tylko dla ciężarnych pacjentek i wówczas uzgadniamy dogodny termin. Bezstresowy sposób :-)
OdpowiedzUsuńhihihi wszystko rozumiem, no ale żeby z toalety... :)
OdpowiedzUsuń