sobota, 31 marca 2012

zmasowany atak białych klonów

Naiwna Mama żyje długie miesiące w błogiej nieświadomości i wyobraża sobie ząbkowanie jako klasyczną książkową idyllę, w której zęby mają z góry wyznaczoną kolejność, grzecznie czekają w kolejce i wychodzą w odpowiednim momencie. Dzwoni taki ząb rano do centrali, dostaje informację, który ma numerek, przychodzi, czeka. Gdy nadchodzi jego czas nieśmiało otwiera drzwi i wtyka głowę. Patrzy, ocenia, obwąchuje. Myśli sobie: jest nieźle, środowisko przyjazne, poziom pH właściwy, brak zanieczyszczeń, wrogich ciał i niszczycieli. Szybka decyzja: wchodzę! Gdy już się oswoi z nową sytuacją, daje znać następnemu w kolejce: droga wolna, jest nieźle. I byłoby pięknie, gdyby to rzeczywiście była prawda. Rzeczywistość szczękowa JJ ma się odmiennie do moich wcześniejszych wyobrażeń. Zęby Kubusia są niewychowane, za nic mają wszelkie ustalenia, porządek, prawo stomatologiczne. Pchają się na chama bez kolejności, rozpychają łokciami i korzeniami. Gdy Syn nasz nieśmiało otworzy buzię, słychać tylko zębową awanturę. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że prócz dolnych jedynek, mamy obecnie w fazie wzrostu dolną dwójkę, dwie górne dwójki i górną jedynkę, a reszta szykuje zmasowany atak krzycząc przy tym: szturmem go, szturmem!


  

poniedziałek, 26 marca 2012

ostatni tydzień

Na pytanie przyjaciółki, co robię przed powrotem do pracy, odpowiedziałam płynnym monologiem: oddałam buty do szewca, płaszcze do pralni, zrobiłam generalne, wiosenne porządki w szafie, kończę Kubusiowy "mój pierwszy album", wywołałam zdjęcia, zarządziłam mycie okien, przedłużyłam prawo jazdy, załatwiłam od września żłobek i w sumie brakowało jeszcze, abym dodała, że zamroziłam sto kotletów mielonych, pięćdziesiąt schabowych a w piwnicy ukryłam tonę cukru.

Izu: ale po powrocie do pracy nadal jest życie...


fot. Evelio

sobota, 17 marca 2012

mama wie wszystko najlepiej

Czy jestem zazdrosna o czas, który z JJ spędza Niania? Chwilowo nie, gdyż jestem cały czas w domu i nie czuję, że coś mi umyka. A może momenty rozkosznej pomocy tak mącą mi w głowie, że nie patrzę chwilowo na sprawę jasno i w zgodzie z logiczną rzeczywistością. Po jedenastu miesiącach, w czasie których liczyłam tylko na siebie i Krisa, nagle los podarował mi wspaniałe wakacje. Dostałam prezent w postaci na luzie ugotowanego obiadu czy przeczytanej gazety podczas śniadania. Lecz to, na czym czasem się łapię, wewnętrznie mnie śmieszy. Zawsze uważałam, że MAMA wie wszystko najlepiej. Ale nie przypuszczałam, że MAMA najlepiej wie nawet: jak trzymać łyżeczkę, jak przebrać, jak przewinąć, jak wytrzeć tackę po kaszce, jak wytrzeć marchewkowy nos, jak założyć kombinezon, jak włożyć do wózka, jak prowadzić wózek, jak rozchichrać do łez, jak zaczesać irokeza, jak posmarować pupę. Dobrze, że za dwa tygodnie swoje naj przekonanie spakuję do torebki razem z drugim śniadaniem i wyniosę do pracy, aby miejsce na naj zrobić Niani.





poniedziałek, 12 marca 2012

11 miesięcy: MAMO ratuj!

W czasach, gdy Mamą nie byłam, miałam dziwne pojęcie na temat rozwoju Maluchów. Wydawało mi się, że po narodzinach wszystko dzieje się szybko, płynnie i bezproblemowo. W skrócie: dziecko rodzi się i wstaje. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo każdy miesiąc jest dla dziecka frustrujący. Jak wiele musi pokonać przeszkód, aby stać się w pełni mobilnym, panującym nad swoim ciałem Małym Człowiekiem. Na początku nie jest nawet świadomy, że jego kończyny rzeczywiście należą do niego. Jakieś ręce latają przy twarzy, często zaczepiają i nawet nie można ich złapać, opanować, zatrzymać. Gdy ręce okazują się być rękami, przez kolejne miesiące odbywa się długa nauka posługiwania się nimi oraz palcami. W między czasie nogi mącą w głowie i rozpraszają. Później przychodzi etap dostrzegania fantastycznych rzeczy, które można dotknąć i posmakować, ale ciemna strona mocy siłą trzyma malucha na plecach i nie pozwala się przekręcić. Okazuje się następnie, że przewrotka niewiele daje, bo jak przekonać fantastyczne otoczenie, aby podeszło bliżej, skoro Maluch na podejście nie ma sposobu. Jest jeden skuteczny sposób: płacz. W pewnym momencie, po licznych próbach, wszytko zaczyna przybliżać się szybciej i sprawniej. Jednocześnie przedmioty okazują się być bardzo wredne i nieprzyjazne. Biją, utrudniają, na złość robią. Gdy froterowanie podłogi i opanowanie świata przyziemnego staje się nudne, czas na mordercze wysiłki zdobywania wyższych poziomów wtajemniczenia. Pojawiają się kolejne utrudnienia. Bo gdy już zdobywa się szczyty, trudno o bezwypadkowe zejście do parteru. I tu pojawia się po raz kolejny niezastąpiona funkcja Mamy. Na zaczopkowanie przy pralce, szafce, lwie, łóżku, stoliku, kuwecie, krześle, drapaku, schodach, szafie, szufladzie jedna jest rada: MAMO ratuj!



piątek, 9 marca 2012

powiedziane wprost

Tak już bywa, że gdy człowiek zbyt wiele wrzuci do jednego garnka, to zamiast pysznej zupy jarzynowej, wyjdzie mu z dnia papka nie do strawienia. Z kiepskim skutkiem dla mojej psychiki dzień pierwszy Niani połączyłam niefortunnie z pierwszym dniem ćwiczeń Kubusia. Moje wyobrażenie o uśmiechniętym, rumianym niemowlaku, radośnie fikającym po macie z przemiłą Panią Rehabilitantką, niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Pani Ania na wstępie oznajmiła, że wszystkie Kubusie ją uwielbiają. No cóż. Chyba obniżyliśmy jej statystyki. JJ odmówił współpracy. Przecież on najlepiej wie co robić, kiedy i nikt mu raczkować kazał nie będzie. Do tego wszystkiego początki z Nianią, które mimo, że okazały się fantastyczne, na pewno w matczynej psychice odcisnęły swoje piętno nowości i niewiadomej. Po południu, gdy Kris wrócił już do domu, chodziłam mocno podminowana. "O co się przyczepić?" - myślałam. "Jestem zła, więc na pewno trzeba się przyczepić! Zbyt późno wrócił, więc zbyt mało czasu spędził z Kubusiem. Nie. Nie będę zołzą. Przecież zarabia na chleb i stara się bardzo. Kwiatów nie przyniósł! Dzień kobiet! Nie. To przecież 7 marca. Sprawdzę w kalendarzu dla pewności. Jestem zła, jestem zła, jestem zła. Cholera! Nie ma o co się pokłócić. Więc powiem prawdę...". Usiadłam na fotelu. Zakryłam twarz. Rozpłakałam się i powiedziałam wprost: "Patrzę na Kubusia, a on jest taaaaki BIEDNY!!!". "Dlaczego????? Przecież jest szczęśliwy!". "Bo Mamusia go porzucaaaaaa!".




poniedziałek, 5 marca 2012

domowa świątynia

JJ w naszym domu wyznaczył miejsce kultu. Minutami, co w świecie dziecka znaczy wieczność, klęczy tam, medytuje, śpiewa, pokrzykuje, odprawia modły. Nie uznaje wymigiwania się od rytualnych czynności. Gdy nie ma nas przy nim, piszczy i nagania. Prawdziwy misjonarz z powołania. Przez kilka dni stał przed dylematem co wybrać. Którą drogę obrać? Co bliższe będzie jego przekonaniom? W czym się spełni? Testował. Radio dostało swoją szansę. Stał przy nim nieugięty. Kilka dni pościł w imię muzycznej wiary. Lecz ONA zwyciężyła. Ujęła go swoim wnętrzem. Teraz na pytanie: "gdzie jest Kubuś?", odpowiedź jest prosta: "robi pranie!".


sobota, 3 marca 2012

w świecie literatury

Przez większość życia w obcowaniu z książkami popełniam dwa zasadnicze, godne kary błędy. Czytam kilka pozycji jednocześnie. Oczywiście nie dokładnie w tym samym czasie zegarowym. Ale nim skończę jedną książkę, sięgam po kolejną i tym sposobem przy moim łóżku notorycznie piętrzy się wieża literatury. Gdy już jestem w trakcie literackiej ekstazy, co jakiś czas mam ogromną ochotę zerknąć na ostatnie zdanie książki. Kilka razy uległam. Chyba w ten sposób obnażyłam swoje dwie najgorsze cechy charakteru: często zaczynam pewne sprawy i ich nie kończę, gdyż już coś innego pochłania moją uwagę oraz gdy już uda mi się być na dobrej drodze do zakończenia działania, to nie lubię zbyt długo czekać na efekty. Moim zdaniem powiedzenie: "pokaż mi co czytasz, a powiem Ci jakim człowiekiem jesteś" powinno ulec zmianie na: "pokaż mi jak czytasz...". Uwielbiam kupować książki i to uwielbienie materializuję przy kompletowaniu biblioteki JJ. W jaki sposób Kubuś czyta książki? Szarpie, drapie, ślini, gniecie. Zerknie raz, wyrzuci. Bez zahamowań przechodzi ekspresem do ostatnich zdań. W ciągu dnia rymujemy. Natomiast wieczorem Mama czyta, a Syn odpływa w objęcia Morfeusza. Gdy jeszcze ma otwarte oczy, a ja sprawdzam stan oddalenia, patrzy na mnie i mówi: yhy, yhy (tłum. dalej Mamo! dalej!). Obecnie czytamy "Okruszek rusza na Kraj Świata". Książkę niezwykłą! Gdy JJ zasypia ja czytam cichutko dalej sama i korci mnie bardzo, aby choć na chwilkę zerknąć na ostatnie zdanie...







czwartek, 1 marca 2012

łatwo teoretyzować

Jakiś czas temu blogowa koleżanka zwróciła się do mnie z prośbą o opinię: niania czy żłobek? Padła długa odpowiedź ze słowami uzbrojonymi we własne przekonanie. Teraz dopiero zastanawiam się skąd właściwie to przekonanie się wzięło. Zapewne z jakiś życiowych pseudo doświadczeń, przemyśleń, historii znajomych. Ale nie zostało przebadane na własnej skórze. Nie dotknęłam go. Nie spróbowałam. Obecnie pozostało mi jedynie uśmiechnąć się do siebie na myśl o radzie: niania wiekowa z doświadczeniem. Nie wzięłam pod uwagę tego, że na taką ważną decyzję nakładają się nie tylko poglądy, lecz życiowa weryfikacja różnych sytuacyjnych możliwości. Za miesiąc wracam do pracy. Stanęliśmy rodzinnie przed tym samym pytaniem. Po rozwiązaniu równania wynik wyszedł zaskakujący. Wracam do pracy + Kris również pracuje + mimo świetnego żłobka obok domu nie wyślę tam JJ dopóki samodzielnie nie chodzi + pomoc dziadków została wykluczona + wiekowe nianie odmówiły nam współpracy ze względu na trzecie piętro bez windy + siostra przyjaciela Krisa po resocjalizacji poszukuje pracy = niania będzie młoda z doświadczeniem zdobywanym w naszej obecności od przyszłego tygodnia.