czwartek, 23 sierpnia 2012

różnice

W głowie piszę ten tekst, odkąd dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży. Piszę, piszę i piszę już...pięć miesięcy. Po ostatnim upewnieniu się w kalendarzu internetowym, iż rozpoczęłam z Kulką szósty miesiąc, doszłam do wniosku, że czas przelać myśli na ekran komputera. Dlaczego za pomocą internetu aktualizuję w głowie terminarz ciążowy? Gdyż notorycznie zapominam, w którym tygodniu ciąży jestem. A jeżeli nie zapominam, to żyję w przekonaniu, że jest to 19 tydzień, po czym ze zdziwieniem odkrywam, że to tydzień 23. Ale od początku...

Nie żałuję żadnego dnia z ciąży Kubusia. Od 11 tygodnia  byłam na zwolnieniu lekarskim. Delektowałam się spokojem, lenistwem, wiłam gniazdo. Zamawiałam, dobierałam, prałam, prasowałam. Mimo, że na gotowanie rzadko mam ochotę, z pasją piekłam, miksowałam i podsmażałam. Czytałam książki o ciąży, wychowaniu dzieci, każdego dnia śledziłam z wypiekami na policzkach kalendarz ciążowy. Analizowałam jak rozwija się maluch, czy wszystko już, co wyrosnąć miało, wyrosło i na jakim jest etapie odczuwania. Książkę o diecie ciążowej też miałam. Każdego dnia obiecywałam sobie, że jeść będę mniej i zacznę w końcu ciążowo ćwiczyć. Wyobrażeń o macierzyństwie miałam wiele, ambicji i planów jeszcze więcej.

Nie żałuję żadnego dnia z dotychczasowej ciąży Kulki. Pracuję, spełniam się i na razie na zwolnienie się nie wybieram. Delektuję się radością każdego dnia, wschodzącym słońcem o poranku, kreatywnymi pomysłami i wyzwaniami, uśmiechem Kubusia po moim powrocie do domu. Lista wyprawkowa skurczyła się do kilku pozycji, bo z wyjątkiem paru rzeczy, Kulka dziedziczy spadek po bracie. Czasu na gotowanie brak, choć przepisy z zaangażowaniem zbieram i w wyobraźni gotuję i powidła ze śliwek do słoików pakuję. Książki o ciąży są w stanie wypożyczenia, kalendarz ciążowy natomiast w częstym stanie zawieszenia. Wyobrażeń o wychowaniu dwójki wystrzegam się jak ognia, podszepty odrzucam, bo nauczona doświadczeniem wiem, że życie i tak wszystko zweryfikuje. I tylko każdego dnia obiecuję sobie, że jeść będę mniej i zacznę w końcu ciążowo ćwiczyć.





poniedziałek, 20 sierpnia 2012

grzeczne dziecko

Coraz częściej dochodzę do wniosku, a im częściej tym coraz bardziej mnie to kłuje, że ludzie w bezrefleksyjny sposób nadużywają etykiet typu "grzeczne dziecko", "niegrzeczne dziecko". Zaczyna się to od pierwszych dni maluchów. Płacze w nocy? Niegrzeczny. Śpi na spacerze? O jaki grzeczny. Płacze, gdy nie pozwoli mu się wdrapywać na sedes? Niegrzeczny. Siedzi spokojny w foteliku i wcina śliwę? Grzeczny. Biega, dotyka, cały w błocie się tapla? Niegrzeczny. Siedzi nad jeziorem ponad dwie godziny, niemalże bez ruchu, na kocyku? Ach jaki grzeczny! Takie komentarze docierały do mnie w ostatni weekend. Podczas, gdy inne dzieci spontanicznie chlapały się w wodzie, biegały po trawie, penetrowały koce sąsiadów, w piasku grzebały, łopatką rzucały i popiskiwały, ich rodzice spoceni dziarsko im towarzyszyli, ale spoglądali przy okazji na JJ i o grzeczności rozważania snuli. I słowa "grzeczno niegrzeczne" drażnią mnie wielce, gdyż sytuacje te z grzecznością niewiele przecież mają wspólnego. Dziecko może być mniej lub bardziej wrażliwe, mniej lub bardziej ciekawe świata, mniej lub bardziej bojaźliwe lub otwarte. Ale taka jest jego natura, taka osobowość. A o osobowości grzecznej, lub niegrzecznej jeszcze nie słyszałam. I bzdurą jest stwierdzanie, że maluch jest niegrzeczny, bo chodzi, biega, dotyka kociej kupy, przy stole siedzieć nie chce, bo woli jeść z podłogi, rękę macza w toalecie, programuje dvd lub ciasto wgniata w dywan. Poznaje w końcu świat, ale etykietę do pupy przypiętą ma już od początku. Owszem, JJ nad jeziorem "grzeczny" jest bardzo, ale wynika to z faktu, że piasek i trawa dosłownie go parzą, i woli odcisk od siedzenia na tyłku sobie zrobić niż ruszyć odważnie w długą. Boso przez świat zdecydowanie go nie dotyczy. I liczę w skrytości serca, że do trzydziestki mu minie i stanie się bardziej "niegrzeczny".


fot. Evelio

czwartek, 2 sierpnia 2012

nocna imprezka

O godzinie 18.00 szanowny JJ dostaje kolację, najczęściej gęstą kaszę na noc, gdyż kaszkowy jest bardzo i tylko kakaową gardzi. O godzinie 18.30 kąpiel z wanną pełną gumowych ryb, krabów, żółwi, książeczek, w których wszystko to piesek i długich monologów, które milkną w momencie próby nagrania. 19.00 Młody śpi, rodzice mają czas dla siebie i tak do godz. 5.00, kiedy napełnić trzeba brzuchol butlą ciepłego mleka. Później w łóżku rodziców przytulanki, zaczepki, muzyczka, mama wstaje do pracy, ewentualna drzemka z tatą i w końcu przyjście niani. I wszystko byłoby pięknie, gdyby taki scenariusz zdarzał się częściej. Ostatnie noce przypominają sceny z nocnej balangi, nagrywane amatorską kamerą. Szamotanina, krzyki, awantury, śmiechy, rozrywka, ktoś biegnie i widać tylko drogę i stopy, nagle obraz z kamery gaśnie. Tak mniej więcej kojarzę ten czas, bo Syna ogarnąć chciałabym bardzo, ale na sen w tym samym czasie również liczę. Tak imprezowaliśmy ostatnio. O 23.00 radosne podskakiwanki i uśmiechy rozbudzonego chłopca. W takich przypadkach biorę go od razu do sypialni, bo tam przecież do mamy można się przytulić i zasnąć od razu. Od razu nastąpiło o godzinie 1.00. O 2.00 mąż budzi mnie, gdyż podobno chrapię. Nie jestem przekonana do tej wersji. To nie mnie ostatnio JJ nagrał telefonem i dowodów brak. O 3.30 histeria, rzucanie smokiem, butelką z wodą, misiaczkiem przytulaczkiem. Chwila zastanowienia, przygarnął wszystko, aby za chwilę rzucać wszystkim od nowa. Proponuję nową olimpijską konkurencję, może wtedy byłaby szansa na medal. Pomysłów mamy wiele: coś przeciwbólowego, gdyż zęby, może lampkę włączyć trzeba, gdyż zbyt ciemno, może do łóżeczka przenieść imprezowicza, gdyż u siebie będzie swojsko, może...O 4.30 butla w desperacji podana. Zasnął. W tym czasie mąż mój zdążył zdradzić mnie z Moniką Richardson, przy czym nie wyglądał wcale jak Zbigniew Zamachowski. Gdy wstawałam nieprzytomna do pracy, Kubuś spał z głową w naszych nogach. Wyczuł przez sen zwolnienie miejscówki i ochoczo przeniósł się na moją poduszkę. W tle chrapanie Krisa. "Szczęściarze" pomyślałam zamykając drzwi sypialni.




fot. babcia Małgosia