czwartek, 27 grudnia 2012

walka o kwadrat

Przez cały czas trwania ciąży zastanawiałam się, jak będą układać się relacja między chłopcami. Jak JJ zareaguje na Kulkę, czy będzie zazdrosny, czy pozwoli mi karmić, czy będzie już na tyle rozgarnięty, aby w czasie, gdy zajmować będę się Maluchem, nie zrobi sobie krzywdy np. podczas szybowania z najwyższego punktu fotela. Okazało się, że wszystkie czarne punkty scenariusza, nie zostały wykorzystane w naszym życiowym filmie. Ok. Wszystkie z wyjątkiem jednego. W ciągu dnia wszystko gra. Kubuś na widok Kamilka pokrzykuje radośnie, robi mu cacy cacy, wkłada mu pod kontrolą palce do oka lub nosa, gdy karmię zawsze nachodzi go chęć na lekturę, ale rozumie, że tym razem oglądać Pana Hilarego ma obok mnie na kanapie, a nie na moich kolanach. Zostałam już z chłopcami sama, więc uważam, że dajemy sobie radę. Problem pojawił się nocą, gdy zaczęły się rozgrywki o sypialnię rodziców. JJ zasypia i śpi w swoim pokoiku. Śpi do 4 lub 5, po czym rozgadany trafia do nas, dostaje mleko i śpi dalej. Naiwnie sądziłam, że można to pogodzić z pojawieniem się Kulki. Starannie przygotowałam Kamilkowy kącik przy naszym łóżku. Kolory, naklejki, lampka w kontakcie, klimat. Nacieszyłam się efektami pracy całe dwie noce. Bo tyle JJ potrzebował, aby wykurzyć brata i doczekać się zarządzenia o przenosinach. Po mleku zamiast iść spać, zaczynał imprezę. Na częstotliwości dźwiękowej niemowlaka, zaglądał do Młodego, udawał, że uderza głową w oparcie łóżeczka, tańczył, rzucał zabawkami, jeździł samochodem po ścianach, wędrował po pokoju z suszarką na ubrania. Gdy wytoczył najcięższe działo w postaci lampki nocnej intensywnie uderzanej o ściany sypialni, w ciągu sekundy zmordowani przedstawieniem zdecydowaliśmy: rano przenosiny. Tym sposobem JJ odzyskał władzę absolutną w sypialni rodziców i zyskał współlokatora we własnym pokoju.



poniedziałek, 24 grudnia 2012

w męskim gronie

Inne te Święta w tym roku w naszym domu. Męskie. Ja oraz pięciu mężczyzn, wliczając w to grono kota Carlosa. Chyba muszę postarać się jeszcze o dwóch Synów ekstra, lub wypożyczyć dodatkowy testosteron na specjalne okazje, aby niczym Królewna i Siedmiu Krasnoludków cieszyć się urokami życia. I okazuje się, że jednak można. Można prawie dwa tygodnie po porodzie, ze Starszakiem i Niemowlakiem w domu, ubrać choinkę, puścić Kolendę, zapalić świece, namoczyć grzyby, przygotować pierwszą w życiu kapustę Wigilijną, wyjąć cycka, podać kaszkę, przebrać, przewinąć, po raz setny nazwać krokodyla, zrobić małpkę, wyczyścić zakatarzony nos, umyć włosy, zjeść, męża po policzku pogładzić, nie tracąc przy tym wszystkim zmysłów i dobrego nastroju...

...spokoju w sercu, miłości i głośnych podszeptów intuicji życzę Wam Wszystkim Świątecznie!










poniedziałek, 17 grudnia 2012

ponownie po drugiej stronie lustra

12.12.2012 do naszej rodzinki dołączył Kamil Jakub. 51 cm i 3420 g.

Cwaniak mały z tej naszej Kulki. Sms pisany do Krisa ze szpitala:

"Nasz młodszy Syn to się dopiero potrafi ustawić. Właśnie się nabombał w bufecie all in a teraz pojechał do SPA na nagrzewanie..."





sobota, 8 grudnia 2012

żłobkowe wizje

We wrześniu rozpoczęła się przygoda JJ ze żłobkiem. Zależało mi na tym, aby miał kilka miesięcy, przed pojawieniem się Kulki, na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. O opcji rozpoczęcia żłobkowania w listopadzie lub grudniu nie było nawet mowy, gdyż nigdy świadomie nie zafundowałabym mu "rozrywki" pod tytułem: pojawia się nowy bobas, to Tobie już podziękujemy. Początki do łatwych nie należały. Głównie ze względu na Krisa, który robił wszystko, aby mi żłobek obrzydzić. Codziennie widziałam jego nieszczęśliwą minę, żal po odwiezieniu JJ i scenach rozpaczliwego płaczu, słuchałam opowieści o tym, że za malutki jest, aby być w żłobku, bo przecież jego miejsce jest w domu. Podczas odbierania Kubusia ja widziałam coraz bardziej zaradnego, samodzielnego, zaskakującego mnie chłopca. Kris widział porzuconego, trzymającego się Pani spódnicy bobasa. Później były wakacje, rozjazdy i chorowanie. Po miesięcznej przerwie gotowa byłam wypisać go, oswajając tym sposobem myśl, że przecież z dwójką cały dzień w domu na pewno sobie poradzę. Teraz, gdy patrzę na JJ, widzę jak się zmienił, jak dziarsko kroczy z uśmiechem do dzieci, jak w grupie empatycznie sobie radzi, jak je, bawi się, z Mikołajem zdjęcie pokazuje, cieszę się, że po raz kolejny sobie zaufałam.