poniedziałek, 28 lutego 2011

1% podatku dla Zosi


Zosię i jej rodziców znam osobiście. Mała jest niezwykłym, kochanym i uroczym dzieckiem. Dzięki rehabilitacji dziewczynka może bardzo dobrze się rozwijać. Jeżeli jeszcze nie wiecie na co przeznaczyć swój 1% podatku, bardzo proszę przekażcie go dla Zosi.

Strona o Zosi i info do 1%: ZOSIA


niedziela, 27 lutego 2011

kolorowy świat

Weekendy to dla nas czas na załatwianie wspólnych spraw. Jeździmy wtedy po całym mieście, kupujemy, planujemy, sprawdzamy. Ostatni weekend należał do syna. Odwiedziliśmy sklep z artykułami dla dzieci i już przy wejściu wiedzieliśmy, że razem z nim raczej do tego zabawkowego raju nie wrócimy. Skoro my dostaliśmy oczopląsu, wszystko nas ciekawiło, wszystkiego chcieliśmy dotknąć, to jak czuć się ma takie małe dziecko? Euforia sięgnęła zenitu przy pluszowym Reksiu, szczególnie wersja z budą ujęła nasze serca. Efektem weekendowych sklepowych penetracji były dodatki do pokoju astronauty. Wszystko nabiera już końcowego kształtu.




piątek, 25 lutego 2011

realizacja planu

Misja prania i prasowania rzeczy małego astronauty została zakończona sukcesem. Do pralki trafiło wszystko: ubranka, ręczniki, pościel, rożek, kocyki, nawet myjka do kąpieli. O mały włos myjkę bym również wyprasowała. Rzeczy poukładałam i w przyszłym tygodniu zabieram się za pakowanie walizki do szpitala, bo zakupy niezbędnych elementów do porodowej podróży mam już za sobą. Z wyjątkiem kapci, ale z tym zawsze miałam problem. Odkąd pamiętam kapci nigdy nie posiadałam, gdyż po domu zawsze chodziłam i chodzę nadal na bosaka. Ogólnie jesteśmy bosakową rodziną, bo mąż na bosaka również chodzi i cóż...syna do noszenia kapci też raczej nie namówimy. W każdym razie jestem na wyprawkowym finiszu. A mina męża otwierającego za każdym razem szafę malucha i komentarz, że astronauta więcej rzeczy ma niż on - bezcenne.



środa, 23 lutego 2011

sprostowanie wychowawcze

Ostatni post, a szczególnie komentarze sprawiły, że poczułam się jak wywołana do odpowiedzi przy tablicy. A może po prostu potrzebuję uporządkowania pewnych myśli. Niestety trochę pogubiłam się w naszej dyskusji. Dziewczyny! Nie neguję i nie atakuję Waszych sposobów na wychowanie. Wręcz przeciwnie. Może to śmiesznie zabrzmi, ale akurat do Was mam zaufanie i wiem, że w Waszych domach rosną wspaniałe dzieci. Macie nade mną przewagę, gdyż te dzieci już posiadacie. A ja dopiero dotykam świata wyobrażeń i planów. Moim marzeniem jest wychowanie fajnego, radosnego faceta. Chcę nauczyć go luzu, wiary w życie oraz ludzi i jeszcze większej wiary w to, że plany i marzenia się spełniają, i że życie to nie "muszę", ale "mam ochotę". Jestem na tym etapie, więc wiem, że jest to możliwe. Dla mnie podstawą wychowania jest cierpliwość, zrozumienie i dialog z małym człowiekiem. Bo tak jak napisałam ostatnio, bardziej liczy się dla mnie to, co chce przekazać mi swoim zachowaniem dziecko, niż to co powie o nim nauczyciel, logopeda czy psycholog. Ale co złego jest w tym, że mam również swoje zasady, które wbrew temu co piszecie, nie są wyczytane w poradnikach. Kupiłam "Język niemowląt", ale do tej pory przeczytałam jeden rozdział. Drugą ważną książką dla mnie jest..."365 zabaw dla dzieci w pierwszym roku życia", bo to co moim zdaniem jest ważne, to zabawa i wspólny czas spędzony z synkiem. Ale co złego jest w tym, że na razie nie mam potrzeby spania z moim dzieckiem? Na razie mam potrzebę spania tylko z moim mężem, bo to znam i to daje mi ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. O spaniu dziecka w swoim pokoju i w swoim łóżeczku słyszałam od wielu lat, ponieważ tak właśnie zrobili moi rodzice. Nie wiem czy właśnie dzięki temu, ale ja nie miałam żadnych problemów z zasypianiem i samym spaniem, gdy byłam niemowlakiem, gdy miałam dwa lata, pięć czy osiem. Nie przychodziłam do rodziców w nocy, a dopiero rano na tulenie. Co jest złego w tym, że poprzez coś co znam, chcę zapewnić synkowi taki sam spokój? Niestety od innych słyszę, że przez to będę złą mamą. Chociaż nie tylko przez to. Według znajomych będę złą mamą ponieważ: chcę chodzić na basen z niemowlakiem, chcę z nim często podróżować (nie straszne mi są miliony toreb do spakowania), odwiedzać znajomych, nadal przyjmować gości, ponad to obiecałam sobie, że nigdy nie wstawię do pokoju dziecka tv, gdy nie będzie chciał jeść to mu po prostu odpuszczę. Poza tym chcę raz w tygodniu chodzić na zajęcia z ukochanej fotografii, na taneczny jazz i z przyjaciółką na kawę. W tym czasie z synkiem zostanie mąż, bo mam do niego zaufanie i wiem, że zajmie sie maluchem równie dobrze jak ja. No i naczelna zasada: nigdy nie podniosę ręki na swoje dziecko. Skoro przez ponad trzy lata nie dałam klapsa kotu, to dlaczego mam karcić w ten sposób swoje ukochane dziecko? I boli mnie, gdy słyszę, że ktoś zarzuca mi, że będę źle wychowywała, bo nie wstawiam do sypialni łóżeczka, a później rzuca słynne: "klaps nie jest zły". Takie są poglądy obecnej Evelio, A RESZTY NAUCZY MNIE MÓJ SYN.

poniedziałek, 21 lutego 2011

"mama kwoka" i co dalej?

Ostatnio, ja i mój brzuch z mężem do kompletu, zaliczamy dość częste gościnne występy. Wynika to z faktu, że czuję się coraz bardziej ociężała i chwytam ostatnie aktywne chwile, aby pokręcić się wśród ludzi. Oczywiście spotkania stają się monotematyczne. Wszędzie temat przewodni: brzuch i dzieci. W weekend odwiedziliśmy znajomych z trzymiesięcznym maluchem i bardzo pozytywnym nastawieniem do życia. Wszystkim polecam taką wzmacniającą terapię przedporodową. Dziecko, tak jak wspomniałam, ma dopiero trzy miesiące, ale gdy zaśnie o 22.00, to budzi się dopiero o 7.00, dostaje cycka i śpi dalej do 9.00. Jest spokojne, zadowolone, zasypia bez bujania, noszenia, tylko samodzielnie w swoim łóżeczku. Oczywiście, każde dziecko jest inne, ale wiem, że to jak ich syn obecnie funkcjonuje, jest wielką zasługą rodziców i tego, że od samego początku byli konsekwentni i wytrwali.

Niestety sporo mam gubi się między nadopiekuńczością i nadgorliwością, błądzą w swoim lęku o dziecko, starając się ponad wszystko zaspokoić na pstryk wszystkie jego potrzeby, a później zachcianki. Niestety ten wewnętrzny lęk na tyle je zaślepia, że nie widzą prawdziwych potrzeb dziecka i wychodzi to, gdy dziecko jest starsze. Dzień przed wizytą u rodziny pozytywnej, miałam pogadankę, na mój ulubiony temat: jak Evelio powinna wychować dziecko, bo ja wychowałam najlepiej. W pewnym momencie "idealna mama" zaczęła skarżyć się, że jej siedmioletnia córka ma problemy w szkole, bo nie potrafi literować.

Ona: nauczycielka skarży się, że mała nie literuje, ja z nią siedzę w domu, denerwuję się na nią, bo przy mnie też nie literuje, dostała skierowanie do logopedy. Logopeda twierdzi, że w tym wieku w szkole nie powinni literować, tylko dopiero poznawać literki. I KOGO JA MAM SŁUCHAĆ? Logopedę czy nauczycielkę?
Evelio: Córkę???

Zestaw na gościnne występy.



czwartek, 17 lutego 2011

mamy dwie mamy

Carlos, nasz kot jedynak, przechodzi etap przyzwyczajania się do nowej sytuacji. Aktywnie bierze udział w meblowaniu pokoju astronauty. Za każdym razem, gdy tam wchodzi, zaczyna mruczeć z zadowoleniem i ambitnie próbuje wdrapać się do łóżeczka. Zapewne to mruczenie wynika z przekonania, iż pokój i miejsce do spania przygotowane zostały specjalnie dla niego. Daję mu też do obwąchania wszystkie nowe rzeczy i wszystkie ubranka, które już po wypraniu pachną proszkiem malucha. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że kot w swojej wyobraźni liczy na to, że to jego śpiochy i koszulki. Skoro zdobył już swój pokój i ubranka, postanowił wybrać sobie również mamę. Ja jestem zajęta, gdyż stałam się mamą rosnącego brzucha. Dlatego zaszczytu dostąpił mój mąż. Od pewnego czasu Carlos wskakuje mu na brzuch i patrząc z oddaniem w oczy, ugniata nową mamę kilkanaście minut.

Podczas ostatniej wizyty u weterynarza, liczyłam na to, że otrzymam jakieś wskazówki na temat psychologicznego podejścia do kota i przygotowania go do zmian. Jak się okazało, wymagam zbyt wiele. Na pytanie jak zajmować się zwierzakiem, aby przybycie dziecka nie było dla niego szokiem, miła pani weterynarz odpowiedziała: "należy go odrobaczać".

Teraz martwię się trochę mniej. Kot w końcu ma swoją mamę, która pomoże mu w przetrwaniu kryzysu. Tylko kto pomoże przetrwać kryzys kociej mamie?


wtorek, 15 lutego 2011

bezsenność

Zaczęło się nieuniknione. Siedem miesięcy trzymałam się dzielnie. Nie straszne były mi drzemki na kanapie, wczesne chodzenie spać, pozycje boczne senne. Wiedziałam, że niezależnie od pory, gdy przyłożę głowę do poduszki, oczy staną się ciężkie, a ja zasnę bez problemu i obudzę się dopiero rano. Od kilku dni budzę się regularnie po kilka razy w ciągu nocy. Z błahych mogłoby się wydawać przyczyn: kusi gorące kakao o 4 rano, marzą się pączki z lukrową polewą i różanym nadzieniem, niepokoi wizja odwodnienia (ostatnio z taką myślą obudziłam się o 5), co skutkuje wypiciem pól litra wody. Oczywiście, takie nawadnianie jest przyczyną licznych wycieczek do toalety. Astronauta w tym czasie bryka ucieszony, bo w końcu ma towarzystwo w nocnym markowaniu.

Znowu zrobiło się zimno, więc powróciłam do futrzanej kamizelki. Prawda jest taka, że to świetna opcja po bezsennych nocach. Zawsze można ściągnąć futerko i podłożyć pod głowę podczas drzemki.


poniedziałek, 14 lutego 2011

wózek dla taty

Do wózka dla astronauty przymierzymy się na początku marca. Ale do tego czasu chcieliśmy zakończyć misję poszukiwania odpowiedniego sprzętu do przewożenia pojazdu malucha. Oczywiście to tylko wymówka. Bo tata przecież swój nowy wózek również musi mieć. Jest już z nami i pomału staje się członkiem naszej rodziny. Gdy mąż nim podjechał, oczywiście jak każda kochająca żona, zachwyciłam się kształtem, kolorem, usiadłam z przodu, wysiadłam, usiadłam z tyłu, wysiadłam, ze zrozumieniem kiwałam głową, gdy odbyła się prezentacja wyświetlacza. Gdy okazało się, że odpalić można go także będąc jeszcze w domu, również okazałam zrozumienie i zachwyt. Na pytanie teściowej "i jak nowy samochód?", odpowiedziałam w sobie właściwy sposób: "duży i czarny".

Rano postanowiłam wysłać mamie mms'a ze zdjęciem zdobyczy. Wyszłam na balkon, zlokalizowałam pojazd, zrobiłam zdjęcie i wysłałam. Wieczorem, gdy wróciłam z zakupami, mąż pyta:
Zauważyłaś, że nie ma samochodu?
Evelio w fazie ironicznego słowotoku: Oczywiście...przed chwilą weszłam do domu, w płaszczu, z zakupami, pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam na balkon podziwiać Twój nowy wózek...
Kris: ale czy rano zauważyłaś, że nie ma samochodu? przed wyjściem do pracy wstawiłem go do garażu.
Evelio: ???

sobota, 12 lutego 2011

po nitce do kłębka

Do porodu zostały nam dwa miesiące. Postawiłam sobie za punkt honoru, że do końca lutego wyprawkowanie astronauty zostanie zakończone, a nasze torby do szpitala spakowane. Marzec spędzimy leniwie oczekując końca. Zrobiłam rekonesans w sklepach i przerzuciłam się na zakupy internetowe. W cyberprzestrzeni ceny są dużo niższe, poza tym niczego nie trzeba nosić, a dostawa zazwyczaj jest ekspresowa. Śmieję się, że dzień bez kuriera to dzień stracony. Mąż znosi te męskie wizyty z godnością, sąsiedzi przez wizjer patrzą podejrzanie. Wizyty mężczyzn dostarczających paczki są tak częste, że gdyby Kris nakrył mnie na zdradzie, to spokojnie mogłabym powiedzieć, że ten facet w szafie to przecież kurier a ja jestem niewinna.

Wczoraj otrzymałam w paczce zamówiony rogal do karmienia. I aż oniemiałam z wrażenia. Chyba do czasu porodu przeniosę swoje macierzyńskie uczucia właśnie na ten rogal. Jest zgrabny, pasuje idealnie i do tego zachwyca mnie jakością i wzorem. I aż miło mi się robi na sercu, gdy pomyślę o tym, że pochodzi od polskiego producenta. Rogal zdobyłam na Allegro (to był jedyny sprzedawca, który pozwolił mi na wybór wzoru), ale odnalazłam też stronę producenta: http://www.blanca.com.pl/ Mają świetne wzory pościeli, poduchy do karmienia i rożki.




środa, 9 lutego 2011

akcja mam: Dzidzia jest najważniejsza!


Hafija na swoim blogu ogłosiła akcję, w której porusza dość trudny temat dla przyszłych mam. Tym problemem jest postępowanie z całym otoczeniem w czasie, gdy tak naprawdę problem powinna stanowić jedynie relacja rodziców z ich świeżo narodzonym dzieckiem. Podczas pierwszych miesięcy ciąży ta sprawa była dla mnie odległa, gdyż robiłam wszystko, aby o porodzie i tym co po nim nastąpi w ogóle nie myśleć, a poza tym nie odczuwałam płynącej z otoczenia presji. Im bliżej terminu, tym częściej dociera do mnie to, co w tej kwestii czuję i jakie są moje potrzeby. Przypominam sobie również, jak ja zachowywałam się w przypadku znajomych, którzy stali się rodzicami. I właśnie tego oczekuję także od innych. Liczę, że w szpitalu będę widywała tylko dwie osoby: mojego męża i synka, skoro będzie tam tylko i wyłącznie mój mąż, to o kwiaty w ogóle się nie martwię. Po powrocie do domu potrzebujemy również czasu, aby nauczyć się naszego malucha, dlatego jedynymi osobami, które będą brały udział w jego karmieniu, kąpaniu i usypianiu, jesteśmy my: ja i mój mąż. Mam również nadzieję, że coraz rzadziej pojawiać będą się zdania typu: "jak będzie miał miesiąc, to dopiero zobaczycie", "jak będzie miał pół roku, to dopiero zobaczycie", "jak pójdzie na studia, to dopiero zobaczycie", "jak będzie miał wnuki..." tego już raczej nie zobaczymy. To co kupujemy do obsługi naszego dziecka, to również nasza decyzja. Dziękujemy za wszystkie "dobre" rady. Osoby, które ich udzielają robią to na własne ryzyko, gdyż warto, aby wiedziały, że strzępią sobie jedynie język, gdyż i tak zrobimy i kupimy to, co my uważamy za najlepsze. A resztę pozostawiam zdrowemu rozsądkowi naszych znajomych, losowi i hormonom po ciążowym.

Nadaję też akcji moją własną nazwę. Oczywiście nazwa ta obowiązuje na moim blogu, bo nie chcę Agacie wchodzić w paradę. Podpisuję się pod jej inicjatywą i dodaję moje trzy grosze: Rodzice malucha są najważniejsi! Takie już od dawna jest moje wychowawcze motto. Gdy my będziemy szczęśliwi, zadbamy o nasze potrzeby, znajdziemy swoją przestrzeń, to zapewnimy naszemu dziecku wszystko to, co dla niego niezbędne, aby stał się równie szczęśliwym, radosnym i wyluzowanym maluchem.

poniedziałek, 7 lutego 2011

kolejne spotkanie

Za nami kolejne spotkanie z małym astronautą. Odkąd maluch wyraźnie zaznacza swoją obecność falami na moim brzuchu, oczekiwanie na kolejną wizytę nie jest już takie nerwowe. Bardziej traktuję te kontrole jako możliwość zobaczenia co tam słychać u naszego synka. I tym razem nas zaskoczył. Okazało się, że jak przystało na prawdziwego astronautę, lewituje już głową w dół. Cwaniak wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, gdyż w żaden sposób nie jestem w stanie określić kiedy nastąpił ten strategiczny dla wyjścia manewr. Kolejną zaskakującą sprawą jest jego waga. Według książek i usg na ten czas ciąży (29/30 tydzień według ostatniej miesiączki) powinien ważyć ok 1,5 kg. Tymczasem na monitorze wierzgał nogami 2 kg bobas. A jakie są wieści z życia płodowego? Otwarte powieki rejestrują otoczenie (nie zazdroszczę mu widoków), a kubki smakowe pomagają wypracować gust kulinarny. Boję się o monotematyczność tego gustu, gdyż obecnie jestem na etapie szarlotek, lodów waniliowych i mleka z miodem.

Na pytanie mojego lekarza jak się czuję, z entuzjazmem oświadczyłam:
Cudownie! Zaliczyłam koncert oraz kręgle.
Lekarz: to wspaniale!
Jednak po kilku minutach refleksji, między długością szyjki macicy a cytologią:
Lekarz: ale Pani grała?
Evelio: tak (?)
W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że nie była to prawidłowa odpowiedź.

Nasz licznik: 30 tydzień (7 miesiąc)

sobota, 5 lutego 2011

Evelio KREATIVNIE


Berenika1000 oraz Małgosia poprosiły mnie o podanie 7 rzeczy, o których wcześniej na moim blogu nie wspominałam. Dziękuję dziewczyny. Nie było łatwo, jednak odważnie się obnażyłam. Natomiast z premedytacją punkty są długie, bo może a nuż nie doczytacie ich do końca i zachowam resztki godności.

1. Gdy miałam 5 lat mama zabrała mnie na casting do programu 5-10-15. Niestety, jak się okazało, nie dla mnie była oszałamiająca kariera medialna. Gdy usiadłam w studio na próbnym nagraniu, tak bardzo zestresowała mnie kamera, że zamiast odpowiadać na pytania prowadzącego, zaczęłam bezceremonialnie wywalać swój pięcioletni język na brodę.  
2. Jako przedszkolak miałam też niewyparzony język. Paplałam wszystko i wszystkim. Gdy tata dostał bukiet kwiatów na przedszkolnej uroczystości, a później postanowił podarować ten bukiet znajomej z okazji imienin (to były ciężkie czasy - mało kwiaciarni i długie kolejki na postojach taksówek), nie omieszkałam powiadomić zainteresowanej, gdy ta zachwycała się wiązanką: „ciociu tata wciale nie kupił tych kwiatów, dostał w psedskolu od dzieci”.  Nie wiem gdzie podziała się ta moja pewność siebie. Jako nastolatka, gdy szłam do sklepu, w głowie mówiłam: „poproszę kilo ziemniaków”, bo tak stresował mnie kontakt z obcymi. Teraz przynajmniej nadrabiam miną.
3. Całkowicie olewam sobie status znanych osób. Uważam, że to zawód jak każdy inny. Niestety przez to zaliczam wpadki. Ale może zacznę od korzeni problemu. Tak już w życiu mi się ułożyło, że od dziecka miałam styczność z kimś sławnym (wtedy, a po latach jak się okazało teraz). Dziadkowie mieszkali obok Czesława Niemena, więc nie raz słyszał, jak w ogródku obok jakieś dziecko wydziera się w niebogłosy myśląc, że pięknie śpiewa: „konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy”, Anię Muchę spotykałam na dziecięcych balach karnawałowych w zakładzie pracy mojej mamy, a z Gosią Sochą mieszkałyśmy na tej samej ulicy i w latach podstawówki ćwiczyłyśmy popisowy numer z Dirty Dancing. Może trudno w to uwierzyć, ale Gosia była wtedy Johnny’m, a ja (o zgrozo!) Frances „Baby”. Teraz, tak jak wspomniałam zaliczam wpadki: żona pisarza Marka Krajewskiego jest urażona, gdyż jak uważa „w niewłaściwy sposób poprosiłam wielkiego pisarza o współpracę”, Piotrowi Adamczykowi podczas spotkania na ulicy wypaliłam, że ceniłam go, dopóki nie zagrał w Lejdis, a były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski usłyszał ode mnie, że wypraszam sobie generalizowanie kwestii mężczyzn i kobiet. Ale to była wyjątkowa sytuacja, bo go najzwyczajniej w świecie nie rozpoznałam.
4. Kocham film „Amelia”. Tak jak ona mam swój własny świat. Lubię dźwięk włączanej zmywarki do naczyń, dźwięk opróżnianego kosza na pulpicie komputera, rozczula mnie moment, gdy wszystkie nocne odjeżdżają w tym samym czasie spod Dworca Centralnego, cenię sobie chwile w szafie (dosłownie) w warszawskim „Antykwariacie”. Tak jak jeden z bohaterów filmu zbieram coś nietypowego: znalezione przypadkiem listy zakupowe. Nie są użyteczne. Po prostu zabieram skrawek czyjegoś życia do domu. Ale w głowie mam już pewien plan, jak je w przyszłości wykorzystać.
5.  W kwestii nauki języków obcych jestem podobno „zdolna, ale leniwa”, uczę się szybko, ale zbyt rzadko, aby to utrwalić. W liceum miałam styczność z francuskim, od lat obiecuję sobie, że będę dokształcała angielski i niemiecki. Od lat żyję też w poczuciu, że mój drugi język to portugalski, a drugą ojczyzną jest Portugalia. Warto wspomnieć, że jeszcze tam nie dotarłam. W każdym razie plan nauki portugalskiego jest aktualny. Niestety jedyne zdanie, które umiem powiedzieć w tym języku to: Que dor de cabeca! Uma aspiryna, depressa! Co oznacza: co za ból głowy! Aspirynę, szybko!
6. Lubię patrzeć na piękne kobiety. Męskie pośladki nie robią na mnie wrażenia. Natomiast pociągają mnie mężczyźni z bardzo ciemnymi włosami i jasnymi oczami, lekko wypukły brzuch mojego męża i jego nagie stopy w dżinsach.
7. Wstyd się przyznać, ale nie lubię (ale to raczej każdy tak ma) i niestety nie potrafię z godnością przegrywać. Przed znajomymi nauczyłam się kryć i nie jest z tym tak źle. Ale gdy gramy z mężem (graliśmy, bo niestety mąż już grać ze mną nie chce) prawie każda moja przegrana kończy się tupaniem nogami, płaczem i obrażaniem się. Wyglądam wtedy tak:

środa, 2 lutego 2011

meblujemy

Mały astronauta oficjalnie ma już swoje miejsce w naszym domowym świecie. Z pokoju najpierw gościnnego, który szybko przemienił się w tak zwany "trzeci" pokój, w którym znaleźć można było wszystko to, czego nie można było nigdzie logicznie schować, powstał pokój dziecięcy. Wybraliśmy mebelki z Baby Vox, gdyż przede wszystkim rosną razem z dzieckiem, a poza tym ujęły nas swoim stylem. Łóżeczko ma trzy poziomy, później można wyjąć mu środkowe szczeble, aż w końcu przerabia się je na łóżko młodego mężczyzny. Tak więc liczymy, że na dobre 6 lat mamy zakupy meblowe z głowy. Komoda dodatkowo ma nakładkę z przewijakiem, więc jest to dodatkowa wygoda. Teraz przede mną stworzenie nastroju. Poza tym już nie mam wymówki. Czas zabrać się za pranie i prasowanie garderoby malucha. A przez chwilę było tak pięknie...była wymówka - było pięknie.