"Wesele w czwartek i jedziecie w czwartek?" "Jedziecie z dziećmi???"
Tak już mamy, że lubimy się sprawdzać i udowadniać, że mimo dwupaku wiele można i przy tym dobrze bawić się też można. Sześć godzin w aucie w ciągu dnia, Katowice, szybka przebieranka, wesele, pakowanie, ponownie w aucie, Wrocław, rynek, bańki, znajomi, zoo, znowu znajomi, pięć godzin w aucie w drodze do domu. I jeszcze długo z sentymentem wspominać będziemy ten intensywny czas. Kilka przemyśleń do woreczka macierzyństwo również wpadło. Gdy z dziećmi podróżuje się, a na tablety uspokajacze nie ma ochoty wydawać się nawet złotówki, wystarczą chrupki kukurydziane (najlepiej długie rurki) oraz komórka bez gier, ale z filmikami (na filmiku chichra Kulka, Kuba chichra, gdyż chichra Kulka, Kulka chichra, gdyż Kuba chichra, bo na filmiku chichra Kulka). Gdy dzieci śpią lub spokojnie siedzą, trzeba czytać, czytać, czytać. Tylu stron w cztery dni nie udało mi się przeczytać odkąd urodził się Kubuś. Gdy w restauracji dzieci przez chwilę jedzą lub po prostu siedzą, trzeba jeść, jeść, jeść, bo za chwilę już się nie zje, gdyż jedno bujać, trzymać i zabawiać trzeba, a za drugim gonić, gdyż na własną rękę postanowiło zwiedzać miasto. Na weselu z całej czteroosobowej rodziny najlepiej bawi się dwulatek. Głowa mu tylko odskakiwała, a po przebudzeniu opowiadał: "Mamusiu, tany tany, babcia Gosia, ona tu jest" (tłum. Mamusiu tańczyłem z babcią Gosią do piosenki "ona tańczy dla mnie"). Okazało się również, że jesteśmy w stanie spać wszyscy w jednym pokoju, jesteśmy nawet w stanie się w tym pokoju i w spokoju wyspać (to nic, że o 3.50 Kulka po mlecznej pobudce postanowił śpiewać i trzeszczeć jak nienaoliwione drzwi). Wizyta w ZOO udowodniła nam, że Kubuś jest w stanie przetrwać w trudnych warunkach. Gdy rozemocjonowani zwierzętami rodzice zapomnieli o porze kolacji, dwulatek zrobił dwa kursy do baru, zdobył dwie kromy suchego chleba, popił wodą i szczęśliwy zwiedzał dalej. A propos ZOO. Dzieci były zafascynowane najdzikszymi zwierzętami globu...kozami. Dla tych prawd warto było.
Macierzyństwo = mistrzostwo logistyki. Oczywiście - da się!
OdpowiedzUsuńFajny z Was team!! :)) Ja tam podziwiam!
OdpowiedzUsuńwow - ekstremalnie :D
OdpowiedzUsuńTrochę zazdroszę luzu logistycznego.
OdpowiedzUsuńA co do kóz to przynajmniej to były zwierzaki. Mój syn przez długi czas podczas wizyt w zoo zajmował się głównie kratkami ściekowymi.
No i można?Można! ;-)
OdpowiedzUsuńSwietny z Was team..Fantastyczne fotki ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń