Coraz częściej zastanawiam się, jak przygotować "naszego synusia", czyli kota Carlosa, do nowej sytuacji, która nieoczekiwanie spadnie na niego w kwietniu. Jest on niewątpliwie kocim jedynakiem - rozpieszczonym i wychuchanym na wszelkie możliwe sposoby. Z mężem śmiejemy się, że całe mieszkanie to jego królestwo, a my jesteśmy tylko po to, aby mu usługiwać. Ale wcale nie dziwię się, że kot nabrał takiego przekonania. Gdybym była kotem, a mój pan stałby ze mną na balkonie i pokazywałby mi świat i tłumaczył, że już większość ludzi z bloków obok poszła spać (gdy to zobaczyłam, zrozumiałam, że to już przyszedł czas na tacieżyństwo), to też poczułabym się wyjątkowo. Większość poradników radzi, aby już teraz, stopniowo odsuwać od siebie pupila, ponieważ później przeżyje (cytuję) kocią traumę. Ja nadal łudzę się, że będę miała na tyle siły, aby poświęcić mu wystarczająco dużo uwagi, aby nie poczuł się odrzucony.
Wczoraj rozmawialiśmy na ten temat z mężem:- Kochanie, myślisz, że nadal będziesz tak często tulił naszego kota?
- Oczywiście, że nadal będę się z nim drażnił.
Mh...to się chyba nazywa męski sposób na okazywanie czułości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz