sobota, 22 października 2011

odpuszczam sobie (winy)

Sześć miesięcy zajęło mi dojrzewanie do pewnych macierzyńskich odczuć i myśli. Od razu przyznaję, że łatwo mi to nie przyszło. Ale w obecnym świecie medialnej kreacji i matczynej nagonki trudno zachować zdrowy rozsądek. Przed ciążą wydawało mi się, że będę twarda i odporna na wpływy. Że moje przemyślenia i założenia uchronią mnie przed toksycznym zalewem wewnętrznych głosów i wątpliwości. Że dogadywania innych, opiniowanie moich zachowań, pytania, czy też nawet normalne opowiastki o dokonaniach innych mam i ich dzieci, przyjmę z uprzejmą obojętnością. Okazało się jednak, że bardzo się myliłam. W czasie tych ostatnich miesięcy wpadłam w wir porównań, poczucia winy i wątpliwości. Codziennie miałam przed oczami komentarze, słowa, które wzbudzały zdenerwowanie, czy też liczne tabele rozwojowe, opracowane przez kogoś, gdzieś. I teraz jest mi w sumie żal. Żal samej siebie i tych straconych chwil. Ponieważ tak naprawdę każda toksyczna, lękliwa myśl odebrała mi szansę na pojawienie się myśli dobrych na temat Synka, o tym jaki jest wspaniały i jak bardzo go kocham. Dopiero teraz zrozumiałam, że samobiczowanie się niczego nie daje, nie rozwija, a wręcz przeciwnie, odciąga mnie od najważniejszego: fascynacji tego co mam i jak bardzo jestem szczęśliwa. Od początku nie spałam z JJ w łóżku, od wczesnych tygodni spał u siebie w pokoiku, zasypia nigdy sam ale samodzielnie bez bujania, lulania, uśmiechnięty, bez płaczu, nie śpiewam kołysanek, czasami czytam mu już bajki, nie noszę go często na rękach, wybieramy matę i wspólną zabawę, książkę 365 zabaw z dzieckiem wyrzuciłam w kąt, dodatkowe posiłki wprowadziłam dopiero po szóstym miesiącu, od początku nie piorę ubranek malucha w specjalnych proszkach, tylko zwykłym razem z naszymi rzeczami, nie prasuję, nie uczę go czytać, nie śpiewam w różnych językach, z radością wychodzę wieczorem na spotkanie z przyjaciółką, w celu przewietrzenia myśli. Dlaczego to wszystko? Ponieważ jestem leniwa, ponieważ mam inne przekonanie o tym co dobre dla JJ, ponieważ ktoś powiedział, że to słuszne dla rozwoju mojego dziecka, a ja się buntuję, gdyż sama najlepiej wiem, co jest słuszne dla Kubusia lub może dlatego, że znajduję inne formy spędzania czasu z Synkiem. Jeżeli inne mamy postępują inaczej bardzo dobrze, kibicuję im wszystkim i cieszę się, gdy wynika to z ich własnych przekonań. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest szczęśliwy, radosny, wspaniale się rozwija (według własnego kodu rozwoju, a nie wytycznych z tabelki lub dokonań innych dzieci), nie pamiętam kiedy ostatni raz płakał, a co za tym idzie, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na niego zdenerwowana, a raczej na to, że nie daję sobie z nim rady. Tak więc odpuszczam sobie wszystkie winy, czyszczę pajęczyny i kurze w umyśle, otwieram okna i wpuszczam słońce oraz powiew świeżości. Żal mi już chwil na toksyczne myśli i uczucia, bo tego co za nami już się nie odzyska.

14 komentarzy:

  1. no i pięknie, ja już ten dystans do samej siebie i innych radzących mam, ale upłynęło trochę lat i przede wszystkim mam swoje doświadczenia z pierwszego macierzyństwa, które dały mi własne doświadczenia, które dały pozytywne rezultaty i nich przede wszystkim się trzymam :) Miłego kolejnego okresu macierzyństwa u Ciebie i uroczego JJ Ci życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Święte słowa! Ja też uważam, że to matka wie najlepiej co jest dobre dla jej dziecka! A te tabele nieszczęsne to też mi sen z oczy spędzały... aż w końcu o nich zapomniałam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!Mimo innego zdania w niektórych kwestiach, ogólnie zgadzam się z Tobą kochana;-)I też koję sobie nerwy, tym że dzidzia ma summa summarum radosna wielce.
    Tylko, że u nas nie jest tak idealnie, bo Szuszuniu płacze równie często, co się cieszy. A i ja niekiedy nadal czuję nerwy na karku i ręce u podłogi. A na samym końcu wychodzi na jaw powód- a to za gorąco mu było i upocił się biedak, a to dupcia zaczerwieniona i piekła, a to 1000 innych dzieciowych problemów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Evelio - u nas inaczej, ale o tym wiesz na pewno ;) bo nasze podejścia się różnią diametralnie, ale ja ostatnio też poczułam że czas leci, Mały rośnie i naszło mnie na zastanawianie się czy nie zmarnowałam tego czasu na inne inności niż powinnam (smutkanie, złoszczenie itd). Myślę, że to jest wpisane w obraz macierzyństwa i po to mamy te zamartwiania w naturze żeby na 250% nie przeoczyć czegoś ważnego w zdrowiu i rozwoju maluchów... zakręcone to co napisałam, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi :)

    @MM każde dziecko się czasem z jakiegoś powodu "oburza" to raczej normalne.

    OdpowiedzUsuń
  5. pięknie napisane. Ja też zmagam się z wieloma różnymi opiniami na temat pielęgnacji, wychowania, opieki. Opiniami mamy, teściowej, koleżanek. Najciekawsze jest to, że każda z nich radzi co innego i każda z nich jest przekonana o własnej nieomylności :) konfrontacja byłaby pyszną zabawą :)

    OdpowiedzUsuń
  6. to ja się tylko uśmiechnę :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. tak jest amen! ja Ci tylko powiem, że mój największy błąd jaki popełniłam jako mama to nie słuchanie własnego dziecka i swojej intuicji. ot - pamętac na przyszłość:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Evelio bardzo podoba nam się sposób w jaki prowadzisz blog. Chcielibyśmy prosić Cię o kontakt z nami. Nasz e-mail to: vtechpolska@gmail.com
    Pozdrawiamy,
    Zespół VTech

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję że i ja szybko taki dystans i odpuszczenie u siebie odnajdę... :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja straciłam niepowtarzalny czas mojej ciąży... Teraz też czasem mam poczucie, że coś tracę, ale właśnie dlatego, że może za bardzo odpuszczam? A może to własnie wyjdzie Antkowi na dobre? Zgadzam się z Tobą, że wszelkie mądre książki i tabelki potrafią frustrować, więc może ich miejsce faktycznie jest w kącie? I, zakładając, że każda matka chce jak najlepiej dla swojego dziecka, podążać za głosem intuicji, która doskonale potrafi poprowadzić nas w odpowiednim kierunku. A zadowolone buźki naszych Szkrabów są tego doskonałym dowodem :)

    OdpowiedzUsuń