niedziela, 5 grudnia 2010

natura (nie tylko) męska

W piątek miałam bardzo ambitny plan, aby z pasją oddać się kolejnym fascynacjom kulinarnym. Wydrukowałam z internetu dwa przepisy i przystąpiłam do działania. Niestety pierwszy z nich okazał się na tyle pracochłonny, że skutecznie pozbył się konkurencji na kilka kolejnych dni. Tym zwycięzcą dnia okazała się ziemniaczana baba z przepisu White Plate (http://whiteplate.blogspot.com/2009/10/zima-zima-zima-pada-pada-snieg.html). Niestety w naszym domu potrawa ta nie zdobędzie tytułu dania miesiąca. Myślę, że z daniem tygodnia będzie równie ciężko. Gdy podałam to cudo, któremu wizualnie także sporo brakuje, a Mąż skosztował kilka kęsów, padło decydujące zdanie: "może i dobrze smakuje, ale ja naprawdę chciałbym coś ugryźć". Wniosek jest bardzo prosty: mężczyzna raz na jakiś czas musi wypić kieliszek wódki, poklepać swoją żonę zalotnie po pupie i...coś ugryźć. 

Uwieczniłam na zdjęciu odgłosy mojej natury, które zawsze, nie widząc czemu, dają o sobie znać podczas gotowania. Tym razem rozgardiasz przy babie ziemniaczanej. Uważam, że aby zaprowadzić w kuchni porządek, napierw trzeba w niej nabałaganić. Jak w życiu. 

2 komentarze:

  1. a jak tam muffiny, robiłaś już? Ja wczoraj miała swój debiut i wyszły przepyszne :) mam nadzieje że narobiłam Ci ochoty (dla męża zrób z orzechami żeby miał co gryźć :P
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  2. muffiny zrobiłam w sobotę. rzeczywiście przepis jest genialny. teraz będę kombinowała z nadzieniem malinowym:-)

    OdpowiedzUsuń