Wbrew wcześniejszym tendencjom, w czasie Świąt nie zaspokoiłam swojego wilczego apetytu. Wręcz przeciwnie. Mimo kulinarnego przepychu i smaków, których w zwykłym czasie nie doświadczam, nasiliły się potrzeby podniebienia. Od poniedziałku, w czasie gdy otoczenie gładziło swoje brzuchy z przejedzenia, ja wyobrażałam sobie i śliniłam się od wspomnień babcinej szarlotki. Nie pomagały substytuty w postaci jabłka i cynamonu, nie pomagało autooszukiwanie się, że przecież wcale nie mam na nią ochoty. Gdy sukces był tuż tuż, nagle pojawiała się wizja szarlotki i lodów waniliowych. Przegrana w tym pojedynku upiekłam dzisiaj brytfankę nieziemsko pachnącego ciasta. Lecz na razie stoi nietknięta, gdyż jak się okazało podczas produkcji, z nadmiaru ciasta powstały również babcine "ciastka z dziurką" z malinami. Teraz błądzę w świecie błogiej beztroski i nie mam najmniejszej ochoty na powroty.
Etykiety
badania
(3)
bunt
(1)
choroby
(5)
ciążowa moda
(15)
ciążowe emocje
(25)
ciążowe tematy
(8)
dziecko i kot
(5)
gadżety
(1)
garderoba astronauty
(3)
garderoba kulki
(1)
gry i zabawy
(14)
konkurs
(2)
książki i poradniki
(2)
kulinarnie
(4)
macierzyństwo
(59)
mama wraca do pracy
(6)
odpieluchowanie
(1)
pociążowa moda
(2)
podróże
(8)
rodzeństwo
(11)
rozwój astronauty
(49)
rozwój kulki
(6)
skoki rozwojowe
(5)
tacierzyństwo
(2)
wychowanie
(9)
wyprawka
(10)
zachcianki
(3)
związek
(3)
żłobek
(4)
żywienie
(12)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz