piątek, 3 czerwca 2011

macierzyński dualizm

Nie mogę pogodzić w sobie dwóch skrajnych odczuć. Mamą jestem już prawie dwa miesiące i wdzięczna jestem bardzo za Naszego Wspaniałego Małego Astronautę, ale gdzieś w głębi mnie są sprawy, z którymi pogodzić się nie mogę. Wiem, że Synek rekompensować powinien wszystkie niedogodności pociążowe i macierzyńskie, ale jestem tylko człowiekiem i nie zagłuszę myśli i emocji, które we mnie tkwią. Pociesza mnie jednak fakt, że każdy tydzień i przykłady innych mam, pokazują mi, że wszystko zmienia się, elastycznie dostosowuje do nowych okoliczności. Brakuje mi kanapowych chwil z mężem przez ekranem, na którym wyświetlany jest jakiś aktualny film. Oczywiście możemy coś wrzucić, ale ja od razu odpływam, gdyż 21.00 to już dla mnie noc. Brakuje mi wspólnych chwil, wyjść do restauracji, weekendowych beztroskich wyjazdów. Nie mogę zaakceptować "nowej" figury i faktu, że na tyłek nie wchodzą mi żadne spodnie z czasów PRZED. Nawet jak wyrwałam się do sklepu, to okazało się, że gust mi się chyba zmienił, gdyż nie bawią mnie już powyciągane podkoszulki. Marzę o eleganckich tunikach, które przy karmieniu piersią nie mają najmniejszego sensu. Dość mam wklepywania kremu w uda, wklepywania w brzuch, bliznę po cesarce i osobnego w powyciągane, bolące sutki. Nigdy nie byłam systematyczną wklepywaczką i teraz też nie radzę sobie z tym zjawiskiem. Cera po dziewięciu miesiącach blasku przybrała formę nastoletnich wyprysków. O czyszczeniu u kosmetyczni mogę na razie zapomnieć, gdyż Mała Głodomorra nie robi sobie, aż tak długich kulinarnych przerw. Dość mam spania w staniku i pilnowania, aby się nie przekręcał, gdy mam ochote pospać na boku. Brakuje mi czasu na fotografię i dobrą książkę. Ponadto czuję się towarzysko wyalienowana. Ciepłe dni sprzyjają licznym wieczornym spotkaniom, na których jestem obecna jedynie myślami. Tęsknie za dobrym drinkiem i nieprzespanej nocy z powodu klubowej imprezy. Ale jeszcze bardziej marzę o tym, aby położyć się wieczorem i wstać dopiero późnym rankiem. Tak. Zdecydowanie jestem tylko człowiekiem. Walczę z nową rzeczywistością. Ale walka kończy się zawsze tak samo. Idę sprawdzić jak spokojnie śpi Nasz Synek. Stanę nad jego łóżeczkiem i zapomnę o tym, co mi tak przyziemnie doskwiera.

16 komentarzy:

  1. na pocieszenie Ci powiem, ze to normalne, ze tak czujesz i jak wszystko to tez minie i będziesz się z tego jeszcze śmiać, choć teraz myślisz, ze to towarzyskie wyeliminowanie to koniec świata... ja - choć baaaardzo przepadałam za moim starszym synem, ogromnie go kochałam i lubiłam się nim zajmować, to jednak mając 23 lata i do trzydziestki nie mogłam w duszy pogodzić się z tym, że nie mogę spontanicznie iść potańczyć, wybrać się do kina czy do teatru, polofrować po sklepach... co jakiś czas wylewałam w rękaw mojemu mężowi łzy, że za chwile skończą się moje lata dwudzieste, a mnie rozpiera energia i chcę się bawić - pomagał mi wiec jak mógł, byśmy wspólnie zapewniali sobie jednak od czasu do czasu jakieś atrakcje i było mimo wszystko super... a ja teraz jako późna matka drugiego dziecka (skończę w tym roku 39 lat) odwróciłam całkowicie swoje myślenie, inne rzeczy mnie cieszą i w ogóle doceniam fakt, że udało mi się drugi raz zostać matką i stad biorę siłę, by dbać o siebie na co dzień, choć cztery miesiące praktycznie "siedzę" w domu z małymi wyjątkami wyjazdowymi... Na pewno jest to wszystko indywidualne i każdy musi przejść nie tylko przez etapy euforii, ale także frustracji, by potem coś docenić kosztem czegoś, a na coś fajnego znaleźć czas, choć wydawałoby się, że go niby nie ma...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Vinti. Każda mama podkreślam każda mama myśli tak samo jak ty, a jeżeli głośno się do tego nie przyznaje to znak że sama siebie oszukuje. Co tu dużo mówić dziecko wywraca nasze życie o 600 stopni, prawda że na lepsze ale po drodze tracimy jakąś cząstkę siebie. Kochamy te małe stworki i musimy/chcemy coś poświęcić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojjjjjj moja droga Evelinko...Jakże bliskie są mi Twoje odczucia. Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo bliskie. Ja marzę chyba najbardziej,żeby zasnąć przytulona do Maćka. Przed brzuchem mieliśmy taki rytuał, że do snu kładłam się na ramieniu męża i wtedy odbywało się usypiankowe drapanko mnie po głowie...A teraz dzieli nas Nasze Baby...Ale jakże słodkie przecież:-)

    I papieros. Papieros wypalony rytualnie ciepłym wieczorem na moim balkonie, kiedy gwiazd tyle nad głową...

    Ale cały czas powtarzam sobie i w zasadzie juz zaczynam to zauważać, że to wszystko wróci za chwilę...I tobie to radzę. Powtarzać: To wróci...To wróci:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Vinti- Ty to jednak mądra jesteś babka. Trzeba chyba założyć jakieś stowarzyszenie. Np. Stowarzyszenie Mądrych Bab:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to widzę, że masz taki sam humor dziś jak ja:D Mam ochotę usiąść i ryczeć, bo:
    -w nic się nie mieszczę
    -rozgardiasz w mieszkaniu mnie przytłacza
    -jesteśmy w tyle z przygotowaniami pokoju dla Julka
    - ugotowanie obiadu w taki upał to trauma- a coś tam naszemu Okupantowi brzucha trzeba dać do jedzenia
    -bo chciałabym wyjść ale przez wszelkie zaległości nie jestem w stanie zdobyć się na odwagę- bo siedząc w kawiarni będę myśleć o tym co jeszcze do zrobienia
    - nie ogarniam zleceń do pracy
    - i w ogóle nic nie ogarniam...:/
    Ale jutro to minie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem, nie ja jedna zresztą...Jak patrzę na młode dziewczyny, młodsze koleżanki, które na fejsie albo nk zamieszczają zdjęcia z imprez, sylwestrów, wycieczek to łezka się kręci...ale z drugiej strony próbuję postawić się na ich miejscu...wiele z nich ciągle czeka na tego jedynego,( a mam samotne koleżanki w wieku 30 lat) a ja już go mam i mam jeszcze moją smerfetkę i życie też w miarę poukładane. A zabawa? No szkoda, szkoda...ale w końcu coś za coś:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja staram się nie myśleć o przeszłości i o tym co teraz robią moi znajomi ;-)Ty przynajmniej możesz się napić słabej kawy,moja córka na każdą ilość kofeiny reaguje nieprzespanym dniem i nocą ;-) Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tak, tak kochana... ja np zabiła bym za kufel zimnego, mocnego piwa, lub whiskey z Colą lub nocny spacer z Małżonem.
    :)Ciałem, włosami, cerą się nie przejmuj - organizm potrzebuje pół roku żeby dojść do siebie po ciąży masz jeszcze czas :)Mi np. wypadają włosy garściami, odpływ wanny zawsze zatkany.

    OdpowiedzUsuń
  9. juz teraz doskonale Cie rozumiem po byciu matka raptem 11 dni..

    OdpowiedzUsuń
  10. Mamuuśka-Martuśka -> ha, ha, ha - jak najbardziej zakładamy SMB! :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. To minie... pod warunkiem, że mocno niekiedy tupiac nogami wyegzekwujesz czas dla siebie, potem jak czort skonczy 2 lata znów będzie fajnie i zatęsknisz za rodzeństwem dla niego, a potem znów będziesz myśleć, po co mi to było, takie miałam fajne luzackie życie i tak miną kolejne 3 lata... Mam nadzieję, że najbliższe 2 tygodnie miną szybko i ja znów będę "PO", a Mikołaj będzie choć chwilę nie chciał ode mnie absolutnie nic.

    OdpowiedzUsuń
  12. Im więcej czytam, z tym większym drżeniem czekam na to, co będzie "PO" :) Czasem wydaje mi się, że przecież nic strasznego się nie stanie, innym razem mała wredna egoistka we mnie złorzeczy i narzeka na zapas... no, ale dopóki nie przeżyję to się nie przekonam :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana ja czułam się dokładnie tak samo jak Ty i myślałam, że nigdy już nie będzie tak beztrosko jak kiedyś. Ale wszystko minęło z czasem, no może od kiedy jest z nami Staśko mam pewne ograniczenia, ale im jest starszy, tym na więcej mogę sobie pozwolić. Teraz buzują w Tobie hormony, ale zobaczysz, że z czasem spojrzysz na to z zupełnie innej strony. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. mogę Ci z doświadczenia napisać, że to przejdzie Ci po jakimś czasie. Mi właśnie przechodzi a jestem mamą prawie rocznej Emilki (26 czerwca ma urodziny). Ale miałam dokładnie tak jak Ty i momentami dalej tak mam. Ale widać, tak już musi być. Astronauta już zawsze z Wami będzie i tylko trzeba z tym się oswoić i nauczyć żyć i planować. Trzymaj się. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. ja czuję dokładnie to samo!!! no ale coś za coś, jak się ma śliczne, długo wyczekiwane dzieciątko to z czegoś trzeba zrezygnować.. Moja Nadia ma dopiero 6 tygodni, więc tak sobie myślę, że może za jakiś czas już te braki nie będą takie przykre.. ;-)

    OdpowiedzUsuń