środa, 23 lutego 2011

sprostowanie wychowawcze

Ostatni post, a szczególnie komentarze sprawiły, że poczułam się jak wywołana do odpowiedzi przy tablicy. A może po prostu potrzebuję uporządkowania pewnych myśli. Niestety trochę pogubiłam się w naszej dyskusji. Dziewczyny! Nie neguję i nie atakuję Waszych sposobów na wychowanie. Wręcz przeciwnie. Może to śmiesznie zabrzmi, ale akurat do Was mam zaufanie i wiem, że w Waszych domach rosną wspaniałe dzieci. Macie nade mną przewagę, gdyż te dzieci już posiadacie. A ja dopiero dotykam świata wyobrażeń i planów. Moim marzeniem jest wychowanie fajnego, radosnego faceta. Chcę nauczyć go luzu, wiary w życie oraz ludzi i jeszcze większej wiary w to, że plany i marzenia się spełniają, i że życie to nie "muszę", ale "mam ochotę". Jestem na tym etapie, więc wiem, że jest to możliwe. Dla mnie podstawą wychowania jest cierpliwość, zrozumienie i dialog z małym człowiekiem. Bo tak jak napisałam ostatnio, bardziej liczy się dla mnie to, co chce przekazać mi swoim zachowaniem dziecko, niż to co powie o nim nauczyciel, logopeda czy psycholog. Ale co złego jest w tym, że mam również swoje zasady, które wbrew temu co piszecie, nie są wyczytane w poradnikach. Kupiłam "Język niemowląt", ale do tej pory przeczytałam jeden rozdział. Drugą ważną książką dla mnie jest..."365 zabaw dla dzieci w pierwszym roku życia", bo to co moim zdaniem jest ważne, to zabawa i wspólny czas spędzony z synkiem. Ale co złego jest w tym, że na razie nie mam potrzeby spania z moim dzieckiem? Na razie mam potrzebę spania tylko z moim mężem, bo to znam i to daje mi ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. O spaniu dziecka w swoim pokoju i w swoim łóżeczku słyszałam od wielu lat, ponieważ tak właśnie zrobili moi rodzice. Nie wiem czy właśnie dzięki temu, ale ja nie miałam żadnych problemów z zasypianiem i samym spaniem, gdy byłam niemowlakiem, gdy miałam dwa lata, pięć czy osiem. Nie przychodziłam do rodziców w nocy, a dopiero rano na tulenie. Co jest złego w tym, że poprzez coś co znam, chcę zapewnić synkowi taki sam spokój? Niestety od innych słyszę, że przez to będę złą mamą. Chociaż nie tylko przez to. Według znajomych będę złą mamą ponieważ: chcę chodzić na basen z niemowlakiem, chcę z nim często podróżować (nie straszne mi są miliony toreb do spakowania), odwiedzać znajomych, nadal przyjmować gości, ponad to obiecałam sobie, że nigdy nie wstawię do pokoju dziecka tv, gdy nie będzie chciał jeść to mu po prostu odpuszczę. Poza tym chcę raz w tygodniu chodzić na zajęcia z ukochanej fotografii, na taneczny jazz i z przyjaciółką na kawę. W tym czasie z synkiem zostanie mąż, bo mam do niego zaufanie i wiem, że zajmie sie maluchem równie dobrze jak ja. No i naczelna zasada: nigdy nie podniosę ręki na swoje dziecko. Skoro przez ponad trzy lata nie dałam klapsa kotu, to dlaczego mam karcić w ten sposób swoje ukochane dziecko? I boli mnie, gdy słyszę, że ktoś zarzuca mi, że będę źle wychowywała, bo nie wstawiam do sypialni łóżeczka, a później rzuca słynne: "klaps nie jest zły". Takie są poglądy obecnej Evelio, A RESZTY NAUCZY MNIE MÓJ SYN.

8 komentarzy:

  1. Evelio, przecież nikt Ci nie zarzucił,że bedziesz złą mamusią ponieważ( i tu wersja dowolna):) Tylko te, które już tymi mamusiami są,(najczęściej złymi w oczach otoczenia:)) próbują Ci delikatnie dać do zrozumienia, że nie masz NIGDY tak o sobie pomyśleć, nawet jeżeli wcale nie udadzą się wszystkie dobre pomysły i założenia.
    Co do klapsów - 100% racji!!! Nie wolno bić nikogo, tak tłumaczę mojemu Potworowi. Dotyczy to każdego - mnie, jego, innych dzieci i dorosłych. Jest dla mnie wielką zagadką dlaczego rodzice mogą powiedzieć, że "klaps to przecież nic takiego". Przecież jak inny dorosły człowiek z czymś się nie zgadza, co akurat uwazamy za słuszne nie lejemu go w morde, no nie? Znając moj charakter, nieznoszącej sprzeciwu wszystkowiedzącejnajlepiej musiałbym chyba lać co drugą spotkaną osobę, hihihi
    Pozdro dla Martusi równiez:)
    Irena

    OdpowiedzUsuń
  2. No i właśnie tak: mój syn moja twierdza chciałoby się powiedzieć :)
    Ja jestem zwolenniczką słuchania serducha i wyciągania wniosków z obserwacji świata otaczającego oraz autopsji. co widziałam i przeżyłam pozwala mi snuć swoje plany co do lepienia małego człowieczka - a i tak życie potem układa scenariusze.
    serducho prowadzi :)
    jestem pewna, że to właśnie TA METODA :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się nie wypowiem bo nie wiem :P może będę nadopiekuńcza, może pozwolę dziecku samemu poznać świat, a może w zależności od sytuacji? Nie wiem - każda mama musi to we własnym sercu odnaleźć i już

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana ja absolutnie nie chciałam Cię ani urazić ani szufladkować ani sprawić jakiejkolwiek przykrości! Napisałam co sądzę, gdy ktoś rozpoczyna dyskusję na temat konsekwencji rodziców. A napisałam to tylko dlatego, żeby dać Ci potencjalne wsparcie, bo być może będzie tak, że kiedyś jednak postanowisz (a może i nie) wstawić łóżeczko do siebie do sypialni lub zabrać Synka do swojego łóżka i będziesz czuła wyrzuty sumienia, że jesteś niekonsekwentna i że robisz coś złego. Bo tak niestety bywa, że gdy mamy jakiś plan, a potem nie zawsze uda się go zrealizować - czujemy się źle, czujemy wyrzuty sumienia i niepewność czy jesteśmy dobrymi rodzicami. Dobrze, ze wszystko wyjaśniłaś w dzisiejszym poście, ale ja po poprzednim byłam trochę zagubiona - nie wiedziałam o co chodzi, bo z jednej strony pisałaś o słuchaniu dziecka, a z drugiej o zasadzie spania w swoim łóżeczku. Więc sprowokowałam dyskusję, co będzie jeśli słuchanie dziecka będzie czasem oznaczało spanie z rodzicami. Powiem Wam, wszystkie dziewczyny, które tu zaglądacie, że ja miałam dużo planów i większość szczęśliwie wzięła w łeb. Cudownie jest mieć te plany, ale trzeba rozważyć alternatywy. Ja niestety byłam słabo przygotowana - mało wyjść awaryjnych, nie przypuszczałam, że przy pierwszym dziecku będę miała takie kłopoty z karmieniem - nawet nie kupiłam butelki, bo nie brałam pod uwagę karmienia innego niż piersią! Plany podroży, wizyt i innych "frajd" też były i powoli je sobie realizowałam, tyle, że nie po kilku tygodniach... raczej po kilkunastu. I nie dlatego, że mąż nie chciał zostać - ja nie chciałam zostawić córeczki! Z synkiem było już inaczej, bardzo szybko chciałam wznowić życie towarzyskie i od razu podróżowaliśmy, wychodziliśmy z dziećmi. Bywa bardzo różnie. A według mnie ta konsekwencja to jest trochę pułapka - przyjaciółka, której urodziło się drugie dziecko powiedziała mi, że ona trzyma się konsekwentnego planu i jej dzieci wszystko będą miały po równo - tyle samo miesięcy karmienia piersią, tyle samo jeżdżenia w gondoli, po połowie troski rodziców. To nierealne, choćby z tego względu, że dziecko może nie akceptować tego planu! I tak się stało, jej synek "wypiął się" na cycka trzy miesiące przed "planowym" przejściem na butlę :)
    Bycie elastycznym nie polega na spełnianiu każdych zachcianek dziecka, a noszenie na rękach to nie jest rozpuszczanie! Jak tu nie nosić takiego maleńkiego ciałka obolałego od kolki lub bolesnego ząbkowania, które jest przerażone i znajduje kojące poczucie bezpieczeństwa w bliskości rodzica? Niekonsekwencja jest wspaniała i przyjemna :)))
    Pozdrawiam serdezcnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też cieszę się, że wszystko jest już jasne:-) i bardzo Wam dziękuję za wsparcie! I mogę zdradzić Wam w sekrecie, że akurat o brak elastyczności w moim przypadku nie trzeba się martiwć, bo całe moje życie to jedna wielka elastyczność (Irenko wiesz dobrze o czym mówię:-)) To, że dziecko i jego zachowanie wszystko weryfikuje i trzeba się dostosowywać, wiem od początku ciąży. Planowałam długo pracować w ciąży, z mężem zaplanowaliśmy już szczegółowy wyjazd na wakacje do Tajlandi (wszystko było opłacone) i nagle trafiłam do szpitala i wszystkie plany zmieniły sie w 100%. I ani razu nie poczułam żalu, tylko dostosowałam się do nowej sytuacji. Taka jestem. We wszystkim szukam pozytywnych stron. I tak będzie z maluchem. Ale plany jakieś trzeba mieć. I też w sekrecie mogę zdradzić, że jestem mistrzem w usprawiedliwianiu swojej niekonsekwencji:-) tak więc damy radę:-) a podst to takie podsumowanie...bo o ile od Was dostaję wsparcie, to od otoczenia wiecznie słyszę, że moje poglądy czy plany są złe. I już mnie to wkurza. Ale cóż. Chyba do tego też trzeba sie przyzwyczaić:-) butelki mam:-) dwie. mimo, że inni też mówią: a po co Ci to:-) i nawet kubek kupiłam. haha. a co. w razie gdyby syn urodził się ze zdolnością picia i podługiwania się sztućcami:-))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. :) już teraz będzie tylko z górki! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Evelio, właśnie sama musisz sobie to wszystko jakoś poukładać i kierować się tym, co podpowie Ci serce i instynkt macierzyński. Mi na początku było ciężko, nie miałam się kogo poradzić, bo mamy wszystko już pozapominały i na szczęście nie miały zamiaru za bardzo się wtrącać. Z kolei wsród koleżanek byłam jedną z pierwszych mam. Przy swoim dziecku wszystko robiłam "na czuja", aczkolwiek zaglądałam też do internetu i książek. Widzę, że większość neguje poradniki, a ja jednak pozostaje przy swoim, że mogą czasami pomóc. Oczywiście, że nie trzeba ślepo podążać za radami tam zawartymi, ale myślę, że można z nich wykorzystać kilka cennych wskazówek. Taką książką był dla mnie "Język niemowląt", o której pisałam niedawno u siebie. W tej książce chodzi przede wszystkim o wsłuchiwanie się we własne dziecko i reagowanie na jego potrzeby. Myślę, że przy drugim dziecku będę postępowała bardziej intuicyjnie, aczkolwiek z niektórych rad, wyczytanych w "Języku..." nadal będę korzystać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no, w ciąży to ja też miałam różne plany :P. A poważnie - przy Pietruszce całą ciąże zakładałam, że będzie spał w swoim łózeczku i w swoim pokoju. Wszystko było tak przygotowane. A jak go przywiozłam ze szpitala i wsadziłam do tego łózeczka, takiego malutkiego kurczaka, to się rozpłakała i kazałam mężowi jednak przenieść łóżeczko do naszego pokoju.

    Młody zawsze spał w swoim łóżeczku, ale w swoim pokoju dopiero jak miał 3,5 miesiąca. Zosia jutro końćzy 4 miesiące i jej łóżeczko nadal jest u nas. Bo je 4 razy w nocy i nie chciałoby mi się biegać do niej. Choć może i by mi się chciało, ale bałabym się, że zanim dobiegnie to obudzi mi Pietruszkę. Więc chcę poczekać aż skończy 6 miesięcy. Wtedy ją wyprowadzę i zacznę kampanię redukującą nocne karmienia. Przynajmniej na razie taki jest plan :D.

    OdpowiedzUsuń