sobota, 5 lutego 2011

Evelio KREATIVNIE


Berenika1000 oraz Małgosia poprosiły mnie o podanie 7 rzeczy, o których wcześniej na moim blogu nie wspominałam. Dziękuję dziewczyny. Nie było łatwo, jednak odważnie się obnażyłam. Natomiast z premedytacją punkty są długie, bo może a nuż nie doczytacie ich do końca i zachowam resztki godności.

1. Gdy miałam 5 lat mama zabrała mnie na casting do programu 5-10-15. Niestety, jak się okazało, nie dla mnie była oszałamiająca kariera medialna. Gdy usiadłam w studio na próbnym nagraniu, tak bardzo zestresowała mnie kamera, że zamiast odpowiadać na pytania prowadzącego, zaczęłam bezceremonialnie wywalać swój pięcioletni język na brodę.  
2. Jako przedszkolak miałam też niewyparzony język. Paplałam wszystko i wszystkim. Gdy tata dostał bukiet kwiatów na przedszkolnej uroczystości, a później postanowił podarować ten bukiet znajomej z okazji imienin (to były ciężkie czasy - mało kwiaciarni i długie kolejki na postojach taksówek), nie omieszkałam powiadomić zainteresowanej, gdy ta zachwycała się wiązanką: „ciociu tata wciale nie kupił tych kwiatów, dostał w psedskolu od dzieci”.  Nie wiem gdzie podziała się ta moja pewność siebie. Jako nastolatka, gdy szłam do sklepu, w głowie mówiłam: „poproszę kilo ziemniaków”, bo tak stresował mnie kontakt z obcymi. Teraz przynajmniej nadrabiam miną.
3. Całkowicie olewam sobie status znanych osób. Uważam, że to zawód jak każdy inny. Niestety przez to zaliczam wpadki. Ale może zacznę od korzeni problemu. Tak już w życiu mi się ułożyło, że od dziecka miałam styczność z kimś sławnym (wtedy, a po latach jak się okazało teraz). Dziadkowie mieszkali obok Czesława Niemena, więc nie raz słyszał, jak w ogródku obok jakieś dziecko wydziera się w niebogłosy myśląc, że pięknie śpiewa: „konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy”, Anię Muchę spotykałam na dziecięcych balach karnawałowych w zakładzie pracy mojej mamy, a z Gosią Sochą mieszkałyśmy na tej samej ulicy i w latach podstawówki ćwiczyłyśmy popisowy numer z Dirty Dancing. Może trudno w to uwierzyć, ale Gosia była wtedy Johnny’m, a ja (o zgrozo!) Frances „Baby”. Teraz, tak jak wspomniałam zaliczam wpadki: żona pisarza Marka Krajewskiego jest urażona, gdyż jak uważa „w niewłaściwy sposób poprosiłam wielkiego pisarza o współpracę”, Piotrowi Adamczykowi podczas spotkania na ulicy wypaliłam, że ceniłam go, dopóki nie zagrał w Lejdis, a były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski usłyszał ode mnie, że wypraszam sobie generalizowanie kwestii mężczyzn i kobiet. Ale to była wyjątkowa sytuacja, bo go najzwyczajniej w świecie nie rozpoznałam.
4. Kocham film „Amelia”. Tak jak ona mam swój własny świat. Lubię dźwięk włączanej zmywarki do naczyń, dźwięk opróżnianego kosza na pulpicie komputera, rozczula mnie moment, gdy wszystkie nocne odjeżdżają w tym samym czasie spod Dworca Centralnego, cenię sobie chwile w szafie (dosłownie) w warszawskim „Antykwariacie”. Tak jak jeden z bohaterów filmu zbieram coś nietypowego: znalezione przypadkiem listy zakupowe. Nie są użyteczne. Po prostu zabieram skrawek czyjegoś życia do domu. Ale w głowie mam już pewien plan, jak je w przyszłości wykorzystać.
5.  W kwestii nauki języków obcych jestem podobno „zdolna, ale leniwa”, uczę się szybko, ale zbyt rzadko, aby to utrwalić. W liceum miałam styczność z francuskim, od lat obiecuję sobie, że będę dokształcała angielski i niemiecki. Od lat żyję też w poczuciu, że mój drugi język to portugalski, a drugą ojczyzną jest Portugalia. Warto wspomnieć, że jeszcze tam nie dotarłam. W każdym razie plan nauki portugalskiego jest aktualny. Niestety jedyne zdanie, które umiem powiedzieć w tym języku to: Que dor de cabeca! Uma aspiryna, depressa! Co oznacza: co za ból głowy! Aspirynę, szybko!
6. Lubię patrzeć na piękne kobiety. Męskie pośladki nie robią na mnie wrażenia. Natomiast pociągają mnie mężczyźni z bardzo ciemnymi włosami i jasnymi oczami, lekko wypukły brzuch mojego męża i jego nagie stopy w dżinsach.
7. Wstyd się przyznać, ale nie lubię (ale to raczej każdy tak ma) i niestety nie potrafię z godnością przegrywać. Przed znajomymi nauczyłam się kryć i nie jest z tym tak źle. Ale gdy gramy z mężem (graliśmy, bo niestety mąż już grać ze mną nie chce) prawie każda moja przegrana kończy się tupaniem nogami, płaczem i obrażaniem się. Wyglądam wtedy tak:

5 komentarzy:

  1. Warto było przeczytać całość :))))))
    W kwestii punktu 5 i Portugalii - mam dokładnie to samo z Norwegią i językiem norweskim ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie poczytać coś takiego szczerego...i tak tylko przez sekundkę, z ciążą nie związanego. Odwiedzamy te swoje blogi, dzielimy się spostrzeżeniami na temat najcudowniejszego w naszym życiu stanu, jak z najlepszymi przyjaciółkami, nie wiedząc o sobie właściwie nic poza tym.

    A teraz droga Evelio szczerość za szczerość:-)Odkąd Cię wyhaczyłam, czułam intuicyjnie, że jesteś wyjątkową, fajną babką. Teraz, po tym poście już wiem,że bardzo żałuję,że mamy kontakt tylko wirtualny...Bo uwielbiam takich wariatów zwariowanych:-)A Amelię za to kocham...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miło było poczytać o Tobie takie ciekawe fakty :) przeczytałam wszystko od deski do deski :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajna Babeczka jesteś, zwariowana ale pozytywnie i tak trzymać, aż strach się bać co to się wykluje za cudo z takiej Mamuśki :D Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  5. hehe dziękuję za podesłanie linka :)

    OdpowiedzUsuń