poniedziałek, 2 stycznia 2012

szczerość natury

W swoim życiu wiele razy świadkiem byłam tak zwanych związków udawanych. On z natury radosny imprezowicz na siłę stawał się flegmatycznym domatorem. Ona ignorantka w kwestii sportu i rozrywek, nagle okazywała się być hulaszczą mistrzynią damskiej piłki nożnej. Każdy z tych związków, prędzej czy później, roztrzaskiwał się na drobne kawałki pozostawiając po sobie niesmak i pytanie: "dlaczego? Przecież tak bardzo się staraliśmy". Uważam, że każdy zasługuje na szczerość. Bo w jaki inny sposób budować związek, jak nie na szczerości własnej natury? To samo dotyczy związku Mama Dziecko. Ostatnio zrobiło na mnie duże wrażenie medialne stwierdzenie Ani Dąbrowskiej: "jestem z natury smutna". Takie proste i tak prawdziwe, aż kłujące w uszy w porównaniu z obecnymi tendencjami na bycie dorosłym z ADHD. Mam wrażenie, że na topie są Ci, którzy pędzą, szaleją, milion pomysłów mają na minutę, dwa miliony przy tym wydobywając z siebie słów. I tak bliskie stały mi się słowa Ani. Bo z natury jestem smutna. Lubię ciszę, spokój, systematyczność, porządek, poukładanie wewnętrzne. Potrafię godzinami siedzieć w ciszy we własnym zamyśleniu. Smutek jest pokarmem dla tego co piszę. Więc jak pogodzić taką naturę z byciem mamą. Tylko w sposób szczery, gdyż udawanie na dłuższą metę nie sprawdzi się. Towarzyszę Kubusiowi w jego dziecięcej drodze, gdyż tego właśnie potrzebuje. Potrzebuje mojej obecności. Ale robię to w zgodzie z własną naturą. Prawdziwie, spontanicznie, czasami w zamyśleniu i na smutno. Nie oznacza to, że brakuje nam fajerwerków, wygłupów, wariactwa. W końcu do każdego miasteczka gościnnie przyjeżdża także cyrk.



plakat: http://www.desa.pl/


12 komentarzy:

  1. Bardzo cenię i lubię szczerość. Uważam, że bardzo ważne jest życie w zgodzie z własną naturą. Gorzej jeśli sobie z tym nie radzimy bądź za wszelką cenę próbujemy dostosować do natury innych tak odmiennych z naszą... Bo jak z choleryczki mogłabym stać się flegmatyczką? Wiem, że to niemożliwe i wkurza mnie gadanie dookoła typu: staraj się, zmienić się możesz. A guzik prawda! Nie stanę się flegmatyczną choleryczką i już.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz ja też lubię sama ze sobą czas spędzać w ciszy i spokoju i nie wstyd to żaden, że czasem mi tego brakuje, bo z dzieckiem da się tak posiedzieć ale na jego warunkach wtedy kiedy on tego chce. Zwykle wtedy Młody tak się do mnie tuli i leżymy... i nic się nie dzieje, spokój, cisza i my :)) Mało takich chwil jest ale je lubię.
    (ps: Młody właśnie uderzył w drugą drzemkę... czuję się jakbym wygrała na loterii :PP )

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też wyznaję zasadę "nic na siłę", coraz rzadziej podążam za modami, mam być dobrze i mnie i mojej rodzinie, a nie tak jak jest akurat popularne by było

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, a ja myślę, że nikt z natury nie jest smutny...Smutek to nie jest naturalna cecha wynikająca z genów, chyba, bo specjalista w tej kwestii nie jestem. Tak jednak podpowiada mi intuicja. A do ukochanego dziecka cyrk powinien przyjeżdżać codziennie. Inaczej i ono stanie się smutne. "Z natury"...

    Ja ze swoimi smutkami walczę jak mogę. Przed innymi niczego nie udaję, ani nie gram, ale dla mojego Synka - MUSZĘ!

    PS. Ale też jestem poukładana i lubię porządek;-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie do końca Marti. Melancholia to cecha ludzkiej natury. I osobiście uważam, że dziecko zasługuje na szczerość z naszej strony nie oszustwo. Bo Maluchy bardzo dobrze wiedzą, kiedy są oszukiwane. To, że mama jest smutasem i nie gra, nie oznacza, że dziecko będzie smutne. A może po prostu na cyrk każdego dnia jestem już za stara. Natomiast JJ jest tak wspaniały, że śmiejemy się każdego dnia, ale nie dlatego, że musimy, tylko dlatego, że tak to nam naturalnie wychodzi. Ale nie robię z siebie "wariata" bo to jest mi obce. Taki jest świat. Są dzieci rodziców trajkotów, dzieci rodziców milczków, dzieci rodziców smutasów. A jakie będą dzieci to już kwestia tego jaką mają naturę:-) bo nad charakterem można pracować, ale osobowości nie zmienisz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana nie śmiem podważać Twojego zdania, ale w żadnym wypadku nie chodziło mi o udawanie i świrowanie pawiana (chociaż to ostatnie obserwuję u siebie permanentnie), a raczej pracę nad sobą, aby pewne cechy zmienić. Może nie wiem na temat osobowości zbyt wiele, ale jedno jest pewne - dziecko smutnej mamy, nie będzie wesołe, tyle się o tym mówi...

    Dlatego ja ze swoimi smutkami walczę codziennie. Raz się udaje. Innym razem nie, ale wtedy nie robię nic na siłę, bo czasem każdy ma prawo do złego nastroju, rzecz w tym, aby nie przeważał dobrego...

    Oczywiście w spokojnym usposobieniu, lekkiej melancholii czy "poukładaniu" nie widzę nic złego. Chodzi mi tylko o ten smutek. Mama nie może być smutna!Ma taki cudowny powód do radości...Każdego dnia od nowa...

    OdpowiedzUsuń
  7. cyt. 'Melancholia to cecha ludzkiej natury. I osobiście uważam, że dziecko zasługuje na szczerość z naszej strony nie oszustwo. Bo Maluchy bardzo dobrze wiedzą, kiedy są oszukiwane.'
    zgadzam się z każdym słowem. ja z natury jestem pesymistką krytykiem i leniem. i jednoczesnie nie nawidze gdy ktos mnie krytykuje (to po mamie mam) :-p
    ale udaje. prawie kazdego dnia. niechce byc tym kim jestem. i zle sie z tym czuje ze nie umiem tego zaakceptowac.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Marti...właśnie o to mi chodzi...to że mama jest z natury smutna nie oznacza, że nie żartuje, nie śmieje się w głos, nie wygłupia. To nie tak. Chodzi mi o to, że od własnej nautury nie uciekniemy i nie warto udawać na siłę, bo to się źle kończy. I nie uważam, że dziecko smutnej mamy będzie smutne. No chyba, że też ma taką naturę:-) ale dla mnie smutek nie oznacza nieszczęścia, więc może dlatego to słowo nie ma dla mnie takiej siły. A, że "tyle się mówi"...wiele mówi się na temat macierzyństwa i tylko biedne mamy wprowadza w kompleksy. Bo z jednej strony mówią nam: bądź sobą, a z drugiej stawiają wymagania nie do spełnienia. Dlatego ja wolę być sobą i nie zwracać uwagi na to, co się mówi:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Big m...dobrze wiem, co masz na myśli. ja też, gdy w głowie budowałam sobie innym obraz samej siebie, a rzeczywistość była inna i ktoś mi to wytykał to robiłam awanturę. Ale tak jak piszesz, to jest sprawa pogodzenia się z tym, kim się naprawdę jest. ja np. w niektórych dziedzinach też jestem leniem i krytyczną pesymistką. Ale to też zależy od tego jaką granicę postawimy sobie w głowie. Są w końcu ludzie, którzy rano wstają, robią sobie kawę i na tym kończą aktywność i myślą sobie: wow, ale się napracowałem dzisiaj, bo nie raz pomieszałem łyżeczką kawę, a dwa razy:-)))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałam Ci podziękować za ten wpis. Że nie ja jedna jestem mamą, która "nie robi z siebie wariata". Był taki czas, że czułam się złą mamą, bo moje dziecko najczęściej śmiało się przy tacie. Bo tata jest wesołkiem, wygłupy przychodzą mu naturalnie i bez skrępowania. Ja owszem, wygłupiam się, ale to jest zarezerwowane dla Maksa. Nie umiem z nim szaleć, gdy mamy "publiczność". Poza tym bawię się z nim zupełnie inaczej niż mój mąż. Teraz już widzę, że mamy własną nić porozumienia, własne powody do śmiechu. Ale na początku było mi ciężko, gdy jeszcze Maks mniej rozumiał i mniej potrafił.

    OdpowiedzUsuń