piątek, 3 lutego 2012

osobisty dietetyk

Nigdy nie byłam mocna w trzymaniu jakiejkolwiek diety. Oczywiście na początku moja motywacja rosła niczym balon nadmuchiwany do granic wytrzymałości, ale szybko pękała. BUM i od razu sprowadzałam swój zapał na ziemię. Wynikało to prawdopodobnie z tego, że przy każdej diecie wymagana jest silna wola, wytrwałość w oczekiwaniu na efekty i przede wszystkim regularność w spożywaniu posiłków. Niestety ten ostatni punkt zawsze był moją słabą stroną. Przed ciążą podjęłam ostatnią próbę walki z własnymi słabościami. Wzięłam udział w specjalnym programie przygotowanym przez pobliski przybytek fit. Specjalne ćwiczenia, raz w tygodniu przysyłana na maila dieta z podziałem na posiłki i propozycją dań. I co? Tylko ja wiem, jak wielką ulgę poczułam, gdy dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Wtedy wszystko puściło, a raczej to ja sobie odpuściłam. Odpuszczałam sobie również po urodzeniu Kubusia. Ale przychodzi taki moment, że trzeba powiedzieć sobie dość i zadbać o swoje zdrowie. Bo ile można zwalać nieregularność posiłków, jedzenie byle czego i pomijanie np. obiadu, na karb intensywnej opieki nad dzieckiem. I nagle mnie olśniło. To jest to! Mój osobisty dietetyk. Nie znajdziecie jego oferty w telewizji, gazetach, internecie. Na próżno poszukiwania rozpoczynać w ofertach firm odchudzających. Moim osobistym dietetykiem jest JJ. Pięć posiłków w ciągu dnia. Śniadanie, drugie śniadanie, obiad, deser, kolacja. Każdego dnia o tej samej porze. Ostatni posiłek o 18.00. Dużo warzyw, owoców, najlepsze produkty dobrane w przemyślany sposób. Co Wam to przypomina? Założenia zdrowego żywienia? Dlatego od pewnego czasu jem zaraz po Kubusiu. Staram się również, aby to co znajduje się na moim talerzu było zdrowe i pożywne. Do tej pory nikt nie potrafił mnie tak skutecznie zmobilizować.


http://www.nietylkodzieciaki.pl/

7 komentarzy:

  1. Swietny pomysl! Mam nadzieje, ze jesz lepiej niz to co na zdjeciu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) staram się wybierać te z lepszego gatunkowo materiału, które nie tracą kolorów i nie prują się podczas jedzenia:-))

    OdpowiedzUsuń
  3. no popruty brokuł to już nie to samo ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio też podobny post miałam. Czyżby wiosna nam w głowach siedziała? Ja nie lubię słowa "dieta" wolę "właściwy sposób jedzenia". Do diet już z założenia podchodzi się agresywnie, jako do czegoś co nas ogranicza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziecko potrafi zmotywować... i niech to będzie inna forma ważne, że działa :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny pomysł, pod warunkiem, że się jest cały czas razem :) Ja pomimo chodzenia do pracy staram się jeść regularnie i już od kilku lat trzymam się postanowienia jak najzdrowiej i jak najmniej wrzucanych śmieci do organizmu. A człowiek równie szybko jak do niezdrowych przyzwyczaja się do zdrowych nawyków żywieniowych :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też sobie przypominam, że trzeba się wziąć w garść...jak widzę mój nadwyżkowy kilogram w brzuchu pociążowym:D

    OdpowiedzUsuń