Za nami cztery tygodnie. W czwartek 12 maja minie pierwszy miesiąc i nadziwić się nie mogę, jak wiele wydarzyło się w tym czasie. Jak szybko zmienia się Nasz Mały Astronauta i jak wielka zmiana nastąpiła we mnie i mojej głowie. Jeszcze trzy tygodnie temu byłam przerażoną mamą, która zastanawiała się co to znaczy, że Syn jej ma czkawkę i czy to źle czy dobrze. Po miesiącu wszystko zaczyna się układać w całość. Dzień ma swój w miarę stały harmonogram. Znajduję czas, aby Kubusia karmić, usypiać, bawić się z nim i chodzić na regularne spacery. Dzięki wsparciu męża mam też czas, aby o siebie zadbać, zjeść, przespać się w wolnej chwili. Po czterech tygodniach udało mi się również porzucić welurowy dres i zamienić go na kilka rzeczy z szafy, do której pomału wraca moja sympatia.
Synek w tym czasie był już u pediatry, waży 3650, odwiedziła nas położna, z jej wizyty głównie pamiętam to, że męczy mnie o jakąś ankietę Nivea, którą prawdopodobnie wyrzuciłam w amoku wyrzucania wszystkich książeczek typu "Jak pielęgnować dziecko", które dodają firmy do swoich reklamówek. Byliśmy również u ortopedy - nie musimy podwójnie pieluszkować. Pępek odpadł po regularnym smarowaniu gencjaną. A maluch nie ma uczulenia, mimo, że jem coraz więcej "zakazanych" rzeczy, a ubranka od powrotu ze szpitala piorę w normalnym proszku i nie prasuję. Wychodzimy również na spacery, co w równej mierze uszczęśliwia nas oboje. Jeszcze nie widzi wyraźnie, więc nasza wspólna zabawa polega na ciągłym gadaniu mamy i tańczeniu w rytm musicali. Upodobał sobie szczególnie "Upiora w Operze" i "Koty".
I jedyne co męczy mnie i dręczy to wnioski dotyczące "wsparcia" z bliskiego otoczenia. Szkoda, że taka już jest natura ludzka, że mimo, iż dbam o Synka, zrobię dla niego wszystko, aby był szczęśliwy, to nie usłyszę: radzisz sobie świetnie, tak trzymaj. Wręcz przeciwnie, nagle okazuje się, że moje zasady podobno sprawiają, iż moje dziecko nie jest przez nas wystarczająco kochane i w przyszłości będzie kiwało się (co jest oznaką choroby sierocej), ponieważ zasypia w swoim pokoju. No cóż. Tylko tyle w odpowiedzi przychodzi mi do głowy. I oficjalnie bardzo dziękuję za to niezwykłe wsparcie.
Trudno zrozumieć, czemu ludzie tak się zachowują, szczególnie bliscy. Szczególnie, że często są to inne kobiety, które powinny być solidarne i dawać wsparcie. Absolutnie się tym nie przejmuj i rób swoje - światu nie dogodzisz nigdy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
jaki słodki maluszek! i jaki samodzielny i w ogóle :)
OdpowiedzUsuńOj tak same "ciocie dobre rady" się znajdują najczęściej w naszej rodzinie, ale to minie ;)
OdpowiedzUsuńTą gencjaną mnie zdziwiłaś i położną, która nawijała o ankiecie :P dziwne...
Oficjalnie poświadczam, że radzicie sobie super. Byliśmy, widzieliśmy ;) A rady wpuszczaj jednym uchem a drugim wypuszczaj. Pozdrawiamy. Marta, Ada i Tomek
OdpowiedzUsuńto możemy założyć stowarzyszenie matek wyrodnych - mój też śpi u siebie i dobrze mu z tym a my dzięki temu jesteśmy wyspani. wprawdzie mąż mój budzi się na każde miauknięcie - ja przesypiam całe noce ale budzę się natychmiast gdy słyszę początek płaczu czyli nosowe fuk fuk fuk. chyba my matki mamy jakiś sensor szczególny w głowie :)
OdpowiedzUsuńCiocie dobra rada?Oj, skąd ja to znam. . .Uważam, że najlepiej na nich działa szybkie ustawienie do pionu. Ty jesteś mamą i najlepiej wiesz co jest dobre dla Twojego dziecka. Na bank nie zrobiłabyś świadomie czegoś, co skrzywdziłoby Twojego bobaska.
OdpowiedzUsuńJa jestem z Ciebie dumna, że udało Ci się nauczyć dzidzię spać samemu. Mój nie śpi sam, tylko i wyłącznie ze względu na mój egoizm:-)Bo dobrze wiem, że w łóżeczku nie dzieje mu się krzywda. Zatem tego akurat osiągnięcia gratuluję!
I w ogóle uważam Cię za wzór najbliższy ideałowi mamy, do którego dążę:-)I pochwalę Ci się, że coraz lepiej sobie radzę:-)Ściskam Cię cieplutko.
Aaaaaa i jeszcze jedno!Dzidziuś bosssssski!
OdpowiedzUsuńmoje chłopaki spały od początku w swoim łóżeczku i nie zauważyłam, żeby się "kiwały" :D przytulanie jest bardzo ważne, ale nie trzeba przytulać całą noc :P teraz się wymądrzam, ale jako świeżo upieczona mama byłam troszkę przestraszona tymi "dobrymi radami". Niestety teraz jestem już na etapie pozostawienia mojego 5-latka samego na placu zabaw pod blokiem, to dopiero jest przełamanie swoich lęków o dobro i bezpieczeństwo dziecka :) buziaczki dzielna Mamuśko, oby tak dalej :) Sylwia
OdpowiedzUsuńA u mnie dwójka śpi u siebie :) synek przez 3 miesiące spal z nami w pokoju, potem powędrował do siostry :) Evelio aż miło poczytać jak świetnie sobie radzicie. Podziw za harmonogram dnia, za powrót sympatii do szafy i wogóle za wszystko :)))
OdpowiedzUsuńEvelio, radzisz sobie super i nie przejmuj sie glupimi komentarzami. Swoja droga to argument o chorobie sierocej slysze po raz pierwszy w zyciu:) Gdzie ty wynajdujesz takich znajomych?;)
OdpowiedzUsuńAstronauta slodas. Pozdrowienia dla dzielnych rodzicow. Irena
Astronauta booooski, spania Natanka w łóżeczku gratuluję!
OdpowiedzUsuńSzybko zleciał ten miesiąc, co;)
OdpowiedzUsuńMiły, optymistyczny post, super że wszystko dobrze się układa, a "dobre rady"...zawsze znajdzie się ktoś, kto wszystko wie "lepiej" od Rodziców;) Grunt to nie zapominać, że jesteście najlepszymi Rodzicami dla Własnego Dziecka;D
Jeszcze dwa-trzy tygodnie max :) wypatruj codziennie, ćwicz z nim jakąś jaskrawą grzechotką, w każdej chwili możesz zobaczyć, że Cię już widzi :)
OdpowiedzUsuńPhi, moje oboje w swoich pokojach. I na rękach ich nigdy nie nosiłam po domu. I smoczka nie daję. Ani herbatek. Ja to dopiero wyrodna matka jestem. A jak jest ciepło to czapki nie zakładam! Normalnie MOPS mi naślą jak nic ;).
OdpowiedzUsuńŚwietnie sobie radzisz, tak trzymać.