środa, 12 września 2012

wpuszczona w maliny

Gdybym miała podsumować w kilku słowach moje małżeństwo, to oprócz standardowego słowa "miłość", bez którego nie wyobrażam sobie budowania szczęśliwej rodziny, wybrałabym jeszcze: wolność, akceptacja i szacunek. Mój mąż w tym zakresie słownym zdaje egzamin na piątkę. Ja natomiast walcząca z kobiecymi lękami oraz kompleksami, hormonami przed i po, ciążowymi nastrojami, po porodowymi stanami, staram się jak mogę ukończyć rok z czerwonym paskiem na świadectwie. Wydaje mi się, że mało w naszym związku pytań: "gdzie byłeś?", "z kim?", "po co?", zakazów, nakazów, wypominek. I dobrze mi z tym, bo wbrew pozorom nie czuję się niepoinformowana, a sama otrzymuję dużo swobody i akceptacji dla moich często dziwacznych pomysłów. Na tyle ufam mojemu mężowi, że jawnie pozwalam mu się wpuszczać w maliny...

Czwartek, wrzesień, ciemno już i przejmująco zimno, mąż nie wraca dość długo z plażówki, na którą regularnie wybywa do kumpla z osobistym boiskiem. Gdy w końcu wrócił, nie wytrzymałam i zapytałam, gdzie był tak długo, bo naiwna nie jestem i nie uwierzę, że grali w takich warunkach. Kris z zadowoleniem wyciąga plastikowe pudełeczko i oznajmia z dumą: zbierałem maliny. I w to z rozbawieniem naiwnie mu uwierzyłam.



15 komentarzy:

  1. Zaufanie to podstawa, ale jak jest troszkę ograniczone to też dobrze, bo jak się okazuje lekka doza zazdrości może mile połechtać czyjeś ego:):) Wszystkiego najlepszego Wam życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha... zaufanie... bez niego nie ma szczęśliwego związku. Ufać, ze druga połówka kocha cię nad życie to podstawa. A takie przepytywanie i tak w niczym nie pomaga. Jak nie będzie chciał powiedzieć prawdy to i tak nie powie. A maliny to rozkoszny pretekst :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahahahaha:D I na pudełku jeszcze kod paskowy pewnie:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha! Super sympatyczna historia. Kocham to Twoje wyluzowanie. Też od pewnego czasu staram się metodę tę stosować i świetnie mi z tym...;-)Całusek!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Taki mąż to skarb

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak maliny dobre były to ja bym też uwierzyła ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam czekam czekam
    wciąż mi Was mało...
    pisz, proszę!
    o ile mogę :)

    Smacznego!

    asia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. dobrze jest mieć kogoś, na kogo zawsze możesz liczyć i kto nie zostawi Cię, kiedy najbardziej go potrzebujesz...

    OdpowiedzUsuń
  9. ah mężczyźni...mój też ostatnio mi maliny zbierał :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hahah..jak pozwalasz to on idzie...w te maliny:DDD

    OdpowiedzUsuń
  11. Super! Pozostaje tylko zazdroscic takiego faceta w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. rozbrajająca malinowa historia!

    OdpowiedzUsuń