piątek, 20 lipca 2012

mały krok wielka sprawa

Tak poukładało się w moim życiu, że nie miałam nigdy okazji przyglądać się rozwojowi malutkiego dziecka. Uwaga moja zawsze skierowana była na zgłębianie psychicznych aspektów, automatycznych reakcji, świata uczuć, ale to też u starszych już Bohaterów. Żyłam w jakimś dziwnym świecie przekonań, rodem z programów przyrodniczych, że Maluchowi wszystko przychodzi w łatwy sposób. Rodzi się, siada, chwyta, raczkuje, wstaje, idzie, zaczyna jeść sztućcami, siada na nocnik i za chwilę kończy trzydzieści lat. Tak po prostu. I nawet jeżeli z perspektywy tych lat wydaje się to takie proste, to świat dziecka jest DUŻO bardziej skomplikowany, wymagający wysiłku i frustrujący. JJ czekał piętnaście miesięcy na swój pierwszy krok. A my czekaliśmy cierpliwie razem z nim. Teraz oczy ze zdziwienia przecieram, gdy widzę Mifka, jego dziarskie kroki, palec wskazujący i słyszę: "cho, cho, cho...".




wtorek, 10 lipca 2012

warunki zewnętrzne

Mifku gdy w brzuchu jeszcze pływał, warunki zewnętrzne miał iście sielankowe. Mama "architekt" na zwolnieniu lekarskim w domu leniem leżała, czytała, oglądała, muzyką ucho poiła. Czasami spacer się zdarzył lub wizyta późnych gości. W etapie najbardziej aktywnym wyprawkowałam Młodego i realizowałam wenę gastronomiczną. Podsumowując: luz, jazz i stosunek obojętny. Obecnie sytuacja wygląda nieco odmiennie. Staram się być osobą zdystansowaną i generalnie zadowoloną, więc psychicznie Kulki nie dręczę problemami własnymi. Ale gdy podsumowałam ostatnie tygodnie, doszłam do wniosku, że do warunków sielanki to nam daleko. Dzieje się wiele. Pływa sobie taki Maluch, pływa, a może nawet śpi, a tu nagle bach, i bach i znowu bach i śmiechu przy tym wiele. Jeszcze nie wie, że to Brat w stanie poranno euforycznym, przez cztery godziny śmiga w tą i z powrotem po rodzicach, na mamę rzuca się radośnie i w brzuch głowę chowa. Wypluwając przy tym w tempie ekspresowych słowo: tiko, tiko, tiko. Ważne to słowo, cokolwiek oznacza. Tygodnie pracowite są bardzo. Dużo słów dociera do wnętrza, rozważań, analiz i kreacji. Weekendy na pozór spokojniejsze, od środka mogą wydawać się światem niespokojnym. Jakieś bujanki, objadanki, chlupot basenowej wody i gonitwa za psem, który aktualnie pożera skarpety Brata, który to z kolei w rozpacz wpadł, gdyż Członek Rodziny postanowił umieścić go w statku misce nie przewidując przy tym sił przeciążenia. W tym właśnie momencie stwierdziłam: komedia i cyrk na kółkach prawdziwy! Ale wesoły to cyrk i mam nadzieję, że szczęśliwe będzie Ich życie.


Fot. Evelio